Po około dwóch godzinach dojechaliśmy do Ksawerowa. Niestety przez małe korki, mieliśmy opóźnienie. Gdy tylko znaleźliśmy się na miejscu, Marysia wyszła przed dom i szybko otworzyła nam bramę. Ucieszyłam się na jej widok. Dawno nie widziałam mojej przyjaciółki. Tak bardzo brakowało mi naszych rozmów.
Po chwili padłyśmy sobie w ramiona. Była tak samo szczęśliwa jak ja. Nie umiałyśmy bez siebie żyć. Z uśmiechami na twarzach weszłyśmy do środka. Piotrek też się ucieszył na widok przyjaciela.
Nadal nie wierzyłam w to, że mogę być tak szczęśliwa. To było wręcz niewyobrażalne. Kiedyś nawet nie śniłam, że poznam wszystkich siatkarzy. Tak samo jak w to, że będę z nimi pracować i Mańka również. Samo pójście na mecze było wyróżnieniem. Mimo, że Bartek jest moim kuzynem, bywałam tylko na spotkaniach w Łodzi, niestety rzadziej w Bełchatowie. Przyjazd do Spały był spełnieniem marzeń, kto mógłby pomyśleć, że dostanę pracę. Tamten dzień jest najszczęśliwszym dniem w moim życiu. I może tez dlatego, że wtedy poznałam Piotrka - miłość mojego życia. Nigdy nie wierzyłam, że będę mogła kogoś tak określić. Teraz mogę i jestem z tego powodu, prze szczęśliwa. Parę miesięcy temu swoją przyszłość wiązałam z Alanem. Śmialiśmy się, że będziemy upierdliwymi staruszkami. Teraz, jest inaczej. Moja miłość do Piotrka jest nieporównywalna do uczucia jakim darzę Alana. Tak, darzę. Miłość nie ma czasu przeszłego. Zawszę będę kochać Alana. Nie wyklucza to bycia z Piotrkiem. Rozumiem, że on ma takie samo prawo kochać Olkę. Nie mogę mu tego zabronić, bo to nie ma sensu. Przeszłość, zawsze jest z nami. I to jest piękne.
- Aniela! Halo! Jesteś tam? - z rozmyślań wyrwał mnie głos przyjaciółki.
- Emm, jestem. - uśmiechnęłam się.
- O czym tak myślałaś?
- O tym wszystkim. Nie uważasz, że to jest piękne?
- Ale co? - zapytała.
- Całe nasze życie. - przytuliłam ją.
- Tak. - powiedziała - Nela?
- Hm? - spojrzałam na nią, dalej nie wypuszczając z ramion.
- Alan. - wyszeptała, w tym momencie się odwróciłam. Stał przed nami, ubrany w szarą bluzę. Zawszę mi ją dawał, gdy było mi zimno. Dziwne, że z ubraniem wiąże się tyle wspomnień.
- Idź do domu. - zwróciłam sie do przyjaciółki.
- Poradzisz sobie?
- Tak. - uśmiechnęłam się.
- Cześć. - powiedział chłopak.
- Hej. - wymamrotałam.
- Przejdziemy się? - zaproponował.
- Jasne.
Szliśmy długi czas w ciszy. Nie umiałam na niego spojrzeć. Czułam jednak jego wzrok na sobie. Parę razy, Alan westchnął jakby chciał coś powiedzieć. Niestety już po chwili rezygnował. Kierowaliśmy się do parku. Tam była 'nasza' ławka. I to właśnie na niej usiedliśmy.
- Przepraszam Cię. - usłyszałam jego głos. - Nie wiem od czego zacząć, kocham Cię. Zawsze będę. Pamiętaj. Możesz mi zaufać, mimo wszystko. Chce być częścią Twojego życia. Zrozumiałem, że nie umiem żyć bez miłości do Ciebie.- czy ja już tego gdzieś nie słyszałam? A no tak, Michał. - Przepraszam za moje zachowanie wcześniej. Byłem dupkiem, pewnie nim zostanę. Ale chcę, żebyś coś wiedziała.
- Hm?
- To całe moje zachowanie było przez zazdrość i dumę. Na początku nie kochałem Cię. Założyłem się z kolegami o Ciebie. Tak wiem to było głupie. Z czasem zacząłem coś do Ciebie czuć. A gdy wyjechałaś do Wrocławia, zrozumiałem co.Tak wiem, przepraszam. Zachowywałem sie jak skończony idiota. Moja zazdrość jeszcze bardziej rosła. Przez cały nasz związek musiałem konkurować z siatkówką. Nie odpowiadało mi to.
Ale dopiero jak mnie zostawiłaś, zrozumiałem. Zrozumiałem, jak bardzo Cię kocham. Nie, to nie było przywiązanie. To była i jest miłość. Jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że nigdy nie będziesz ze mną. Gdy mnie rzuciłaś, postanowiłem zemścić się na Piotrku. Wykupiłem bilety na wszystkie spotkania. Ale już wtedy na meczu coś zrozumiałem. Widziałem, jak całujesz się z Piotrkiem. Jak on na Ciebie patrzy, jak Ty patrzysz na niego. To było inne spojrzenie, nie znałem go. Na mnie nigdy tak nie patrzyłaś. Ale jestem pewien, że mnie kochałaś. I jestem głupkiem, bo nie umiałem tego docenić. - przez ten cały czas Alan patrzył mi prosto w oczy. Ja prawie płakałam. Przypomniałam sobie, cały nasz związek. Ale tylko te dobre chwile. Bo tylko takie warto pamiętać. - Przepraszam.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się i złapałam jego dłoń. W ułamku sekundy, on ścisnął moją.
- Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Piotrek Cię uszczęśliwia ?- wtuliłam się w niego.
- Tak.
- Cieszę się, że daje Ci więcej niż ja. Zazdroszczę mu. - w tym momencie wybaczyłam zupełnie Alanowi.
- Nie masz czego. - zaśmiałam się.
- Jak to? On jest z Tobą, z największym skarbem na Ziemi, który ja straciłem. - spojrzał na mnie z taką iskierką w oczach, jakby chciał mnie pocałować.
- Nie mogę. - odsunęłam się.
- Proszę, ostatni raz. Później się odczepię. - nalegał. - Nikt nie musi wiedzieć.
- Alan, nie. - zaprotestowałam, odsuwając się od niego jeszcze bardziej.
- To co przyjaciele? - zapytał po chwili i wystawił 'mały paluszek'
- Tak. - uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić na ten pocałunek.
Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas na ławce i rozmawialiśmy, co u mnie i co u Alana. W pewnym momencie zapytałam. - Skoro się przyjaźnimy, może to dziwne, ale muszę się tego dowiedzieć.
- Nie bój się, mów. - ścisnął moją dłoń.
- Odkąd ze sobą zerwaliśmy, zaczęłam dostawać dziwne listy na skrzynkę mail'ową.
- Co w nich było?
- Ostrzeżenia, wytyczne. Ta osoba, ostrzegała mnie przed Piotrkiem. Znała każdy mój ruch, każdą moją decyzję. Jakby mnie śledziła, albo była tuż obok. Z jej słów odczytałam, że nienawidzi Cichego. A mnie kocha, okropną miłością. Jest o mnie zazdrosna. Boję się jej.
- I co to ma wspólnego ze mną?
- Ty tego nie pisałeś? - zapytałam zdezorientowana.
- Nie. - odwrócił wzrok. - O matko, która godzina? Musimy wracać. - wstał szybko.
- Jak chcesz. - powiedziałam i razem z nim udałam się pod dom Maryśki. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy. Czułam, że coś jest nie tak.
- Jeszcze raz przepraszam. - powiedział, gdy doszliśmy już na miejsce.
- Nie ma sprawy.
- Zawszę będę Cię kochać. - przytulił mnie.
- Zostaw ją. - usłyszałam głos Piotrka. Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam jak biegnie w naszą stronę. - Odsuń się od niej. - krzyczał.
- Nic jej nie zrobiłem, rozmawialiśmy tylko. Uspokój się. - powiedział Alan.
- Nie mów mi co mam robić. Aniela, wszystko w porządku? - przytulił mnie Cichy.
- Tak. Alan mówi prawdę, tylko rozmawialiśmy.
- Tym razem masz szczęście, gnojku. - zwrócił się do chłopaka.
- Ogarnij się. Aniela, do zobaczenia. - powiedział Alan i odszedł.
- Co Ty z nim robiłaś? - zapytał z wyrzutem Cichy.
- Tylko rozmawialiśmy, przeprosił mnie.
- Mam nadzieję. - ucałował mnie w głowę.
Później raz jeszcze udałam się na rozmowę z przyjaciółką. Wcześniej jej nie dokończyłyśmy. Piotrek również postanowił pogadać z Bartkiem.
- Nie uważasz, że ona przesadza? - zapytałam, gdy skończyłam swój monolog na temat mamy mojego chłopaka.
- Ale postaw się w jej sytuacji. Jej jedyny synek ma dziewczynę. Musi się nim 'dzielić'. Przyzwyczaiła się do Olki, chociaż zapewne nie bylo łatwo. A gdy ją w końcu zaakceptowała, pojawiłaś się Ty.
- To jej nie usprawiedliwia. - powiedziałam z żalem w głosie.
- Może i nie. Daj jej czas i wszystko się okaże. - uśmiechnęła sie.
- To teraz opowiadaj gdzie byłaś z Bartkiem. - zmieniłam temat.
- Nie była to jakaś wielka podróż, jak Wasza.
- Bez przesady. Ważne, że byliście razem.
- Wiem, wiem.
- To gdzie? - pytałam dalej.
- Byliśmy na tydzień w domku na Mazurach. Na zupełnym odludziu.
- I jak było? Co robiliście?
- Pływaliśmy w jeziorze, na rowerkach wodnych. Bawiliśmy się jak dzieci w kulach na wodzie. - w tym momencie się zaśmiała. - Chodziliśmy na długie spacery, gdzie po chwili uciekaliśmy przed komarami. Były urocze śniadanka na ganku i romantyczne kolacje w ogrodzie. I tak ogólnie robiliśmy dużo rzeczy.
- A w nocy? - zapytałam ciekawa.
- Było fajnie. - zarumieniła się, a podobno ja to zawsze robię.
- To się cieszę. - uśmiechnęłam się.
- Jak tam z Michałem?
- Nie wiem, nie odzywał się. Mam nadzieję, że przemyśli całą sytuację. I wreszcie zrozumie, że nic nas nie będzie łączyć.
- No w końcu jest dorosły i obiecał. Ale jesteś pewna, że to on wysyła te wiadomości?
- A kto inny, przecież nie Olka czy Alan?
- Jesteś pewna? - w tym momencie mnie olśniło. Może za wcześnie osądziłam Miśka? Zapewne. Nie wiem dlaczego wcześniej do głowy nie przyszedł mi Alan czy Aleksandra.
- Ale przecież oni mnie nie śledzili. Ten kto to wysyłał, pisał o moim życiu. To oznacza, że był blisko. A Michał był.
- A Alan nie był i Olka też? Sam się przyznał, że kupił bilety na wszystkie mecze. On jest za bardzo skąpy, by z nich rezygnować. A po za tym sama mówiłaś, że widziałaś byłą Cichego na meczach. Wtedy przecież też do Was podeszła, tzn gadała z Piotrkiem.
- No może masz rację, ale co oni by z tego mieli?
- Smak zemsty? Pewnie chcieli by do Was wrócić, ale każde do swojego partnera.
- A Michał?
- Zapytaj się go i będziesz miała jasność.
- Ale Alana też pytałam i powiedział, że tego nie robił.
- Tak, tą paplaniną o spóźnieniu? Nie osłabiaj mnie. - ja nie wiedziałam co myśleć, byłam totalnie zdezorientowana.
- Nie wiem.
- Lepiej się dowiedz.
- Dlaczego?
- Pomyśl, za chwilę zgrupowanie. Memoriał, mecze z Serbią, a później same Mistrzostwa. Piotrek i Michał będą ze sobą spędzać dużo czasu. A jak Winiar się wygada o pocałunku i jeszcze to podkoloryzuje?
- Na pewno nie.
- Nie byłabym tego taka pewna. Musisz sama pogadać z Miśkiem. I to wcześniej niż on spotka się z Cichym.
- A jeśli to go wkurzy i jeszcze podsunę mu ten pomysł?
- Trudno, później pogadasz z Pitem. Tylko bądź twarda tak jak dzisiaj z Alanem.
- Co masz na myśli?
- No to, że nie dałaś się pocałować. Pamiętaj, jesteś silna. Dasz radę.
- Pojedziesz ze mną do Michała?
- Zadzwoń do niego i się umów.
- To teraz albo nigdy. - wyciągnęłam telefon z kieszeni i zaczęłam szukać numeru do Michała. - Co mam mu powiedzieć?
- Dzisiaj nic. - uśmiechnęła się. - Zapytaj się, czy może się spotkać, pogadać. I tyle.
- A kiedy ma się odbyć to całe spotkanie?
- Do Spały jedziemy za dwa dni, tak? Z tego co pamiętam.
- Tak, tak. We wtorek mamy być, to znaczy chłopaki.
- My też tam pracujemy. Halo. - zaśmiałyśmy się. - Umów się z nim na jutro. Pamiętaj, to nie jest randka.
- Dobrze, dobrze. To dzwonię. - wzięłam głęboki oddech. - Włącza się poczta. - powiedziałam po chwili.
- Spróbuj jeszcze raz. - znowu zadzwoniłam do Winiara. Tym razem odebrał.
- Cześć. Co tam u Ciebie i Dagi? - długo nie musiałam czekać na odpowiedź. - U mnie? Dobrze. Możemy się jutro spotkać, potrzebuję pogadać? - powiedział, że oczywiście. - Ok, rozumiem. To do jutra. A gdzie? Jesteś w Łodzi? Może w parku na Zdrowiu? - szybko się zgodził. - To do jutra. Trzyma się.
- I jak?
- A jest z Dagmarą i małym u siebie w mieszkaniu w Łodzi. Przylecieli z wakacji dzisiaj. Jutro jadą do Bydgoszczy, na pare dni. Ale spotka się ze mną, przed południem. Powiedział, że też potrzebuje pogadać.Widzisz, może zrozumiał.
- Albo nie.
- Marmolisz w kółko. Na pewno przemyślał i kocha Dagę. Zawieziesz mnie jutro?
- Jasne, a co powiemy chłopakom?
- Że jedziemy na zakupy.
- Wracamy? Pewnie się martwią.
- Jasne. - Po chwili byłyśmy się już w domu. W pokoju znalazłyśmy chłopaków. Rozmawiali. Nawet nie zauważyli, że przyszłyśmy.
- No stary, weź przestań. Przecież nie możesz jej się od tak
oświadczyć. Znasz ją stosunkowo od niedawna. Zanim się Olce
oświadczyłeś, znałeś ją ponad cztery lata.
- No i co? Tutaj nie chodzi o długość związku tylko o jego jakość. Kocham Anielę i nic tego nie zmieni. A oświadczyć się muszę. Inaczej moja matka nie pojmie, że kocham Nelę. Nie zaakceptuje jej. A tak to nie będzie miała wyjścia.
- Jak to?- zapytał Kurek.
- Gdy Aniela przyjmie pierścionek jutro, pojedziemy jeszcze do mojego domu. Powiem rodzicom o moich planach. I jeśli oni, a głównie mama nie ucieszą się. Więcej się tam nie pojawię.
- A Ty jesteś pewien, że Aniela przyjmie zaręczyny?
- A dlaczego miałaby odrzucić? Nie widze problemu.
- Ja widzę. - w tym momencie Bartek szturchnął Piotrka i ten się odwrócił. - Cześć. - przywitał się z nami.
- Ooo, hej. - powiedział Cichy i szybko wstał. - Jak było na spacerze? - zapytał, gdy mnie przytulił.
- Dobrze, ale jutro jedziemy na zakupy.
- Rozumiem, że są jakieś wyprzedarze?
- Dokładnie. - spojrzałam tylko migiem na Mańkę.
- To my się będziemy zbierać. - powiedział Bartek. - Zostawimy Was samych.
- Pewnie jesteście zmęczeni po podróży. - dodała przyjaciółka. - Pogadaj z nim o tych zaręczynach. - wyszeptała do mnie.
- Kochanie? - zaczęłam, gdy zostaliśmy sami.
- Tak.
- Nie podsłuchiwałam, żeby nie było. - w tym momencie Piotrek się zaśmiał.- Ale o co chodzi z tymi zaręczynami? - a ja mówiłam całkowicie poważnie.
- Skoro już wiesz. - westchnął - Przepraszam, że w takiej chwili. - nagle, zobaczyłam jak Cichy uklęknął przede mną. - Wyjdziesz za mnie? Tak wiem, nie mam pierścionka. Nie zdążyłem kupić. Ale jutro pojadę i kupię. Obiecuję. A jak będziesz chciała, to jeszcze raz uklęknę i się zapytam. Tylko chce wiedzieć czy się zgadzasz. - gdy mówił cały czas patrzył mi prosto w oczy.
- Jeśli Ty to robisz tylko dla matki, to moja odpowiedź brzmi nie.
- Chce jej udowodnić, ze się kochamy. Chce aby zrozumiała ...
- Nic jej nie musisz udowadniać. - przerwałam mu.
- Właśnie muszę, nie rozumiesz? Ona będzie się tak zachowywać zawsze. Będzie traktowała Cię jak powietrze. Będzie dla Ciebie okropna. Za bardzo Cię kocham, żebym mógł pozwolić na coś takiego.
- Ale Piotrek. Przecież kiedyś się z tym oswoi.
- Serio, nie chcesz? - wstał i podszedł do mnie.
- To nie o to teraz chodzi.
- A o co?
- Nie chce, żeby to było tylko z powodu Twojej matki. Przepraszam. Nie przyjmę ich. - nic nie odpowiedział. - Nadal Cię kocham, pamiętaj. - uśmiechnęłam się.
- Tak? To po co spotkałaś się z Alanem?
- Rozmawialiśmy, przecież wiesz.
- A może powiedział Ci coś, przez co nie chcesz być ze mną? - zapytał ze złością Piotrek.
- Czy Ty coś takiego usłyszałeś? Że ja nie chce być z Tobą? No tak słowa 'kocham Cię' właśnie to znaczą.
- Nie ściemniaj. Jestem pewien, że nadal go kochasz.
- No i ?
- A jednak. Kochasz go.
- Tak, kocham. Zawsze będę.
- Jeśli tak, to z nami koniec. - wykrzyczał mi to prosto w twarz.
- Mówisz serio? Jesteś tego pewien?
- Tak. - w moich oczach pojawiły się łzy. Spojrzałam tylko na Piotrka, a chwilkę później wyszłam z domu. Jak on mógł tak powiedzieć? Nie ma takiej, zeby to się tak skończyło. Nie pozwolę na to. On mnie musi wysłuchać.
Uspokoiłam się troszeczkę i szłam już powoli. Przestałam płakać, było mi zimno. Co się dziwić, była już prawie północ. Było mi głupio, że tak późno wydzieraliśmy się w domu Marysi. Powinniśmy zachowywać sie cicho, rozmawiać spokojnie. Jak ludzie dorośli.
- Aniela. - usłyszałam zza moich pleców i szybko się odwróciłam. Zobaczyłam jak biegnie Piotrek. - Przepraszam. - powiedział, gdy znalazł się już przy mnie.
- Ale wiesz, ze to nic nie zmienia? Nadal nie przyjmę tych zaręczyn.
- Wiem, rozumiem Twoją decyzję. Szanuję ją. Chociaż mam nadzieję, że kiedyś ją zmienisz. - podniósł mnie.
- Być może. - zaśmiałam się. - Jak zaczniesz mi bardziej ufać.
- Obiecuję, będę. - uśmiechnął się. - Na prawdę, nadal coś czujesz do Alana?
- Tak. Nigdy nie będzie mi obojętny, tak samo jak Tobie Ola.
- Przed przeszłością nie uciekniemy. - powiedział.
- Bo miłość nie ma czasu przeszłego.
- Jeśli się kogoś kocha to kocha się go na zawsze, a nie na pięć minut. - gdy mówiliśmy te słowa, patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Dzięki temu, że byłam na rękach Piotrka. - Kocham Cię na zawsze. Mam nadzieję, że kiedyś zostaniesz moją żoną.
- A Ty moim mężem. Kocham Cię.
- I wokół nas będzie gromadka dzieci.
- Jaka gromadka?
- No co najmniej trójka. - uśmiechnął się.
- Chcesz, żebym później wyglądała jak szafa trzydrzwiowa z toaletką i wyjściem na ogródek? - w tym momencie Piotrek wybuchnął śmiechem. - Ja raczej myślałam o jednym dziecku.
- Będzie mu smutno.
- To zaadoptujemy. - powiedziałam radośnie.
- Jesteś tego pewna?
- Bardziej niż tego, ze chcesz mnie rzucić. - ponownie się zaśmiałam. - A Ty?
- Nigdy nie myślałem o adopcji. Myślisz, że poradzimy sobie z takim dzieckiem?
- Takim? To będzie normalne dziecko, tylko potrzebujące troszeczkę więcej uwagi i miłości.
Następnego dnia obudziłam się szczęśliwa, jak nigdy. Czułam, że rozczarowałam Piotrka. Nie chciałam przyjąć oświadczyn. Mimo, ze bardzo go kocham. Wiedziałam, że nie są one spowodowane przemyślaną decyzją. Działał pod wpływem impulsu i emocji. Obróciłam głowę, a obok mnie smacznie spał Cichy. Uśmiechnęłam się na jego widok, momentalnie.
Dwie godziny później jechałam już autem razem z Marysią do Łodzi. Oczywiście przykrywką były zakupy. Dobrze, że chłopaki nie wiedzą kiedy są letnie wyprzedaże.
- Zapytasz się go o te wiadomości?
- Jasne, musze to wiedzieć. Nawet jeśli skłamie ..
- Zauważysz jego reakcję, będziesz widzieć czy ściemnia czy nie. - przerwała mi Marysia.
- Oby to nie on.
_________________________________________
Witam i Czołem :) Tak więc, miło mi Was powitać z nowym rozdziałem.
Tuż na zakończenie pierwszego miesiąca wakacji :D
Mam nadzieję, ze spodoba Wam się ta partia. :)
Czy rozmowa Anieli z Michałem dużo wyjaśni? Czy to on pisze te wiadomości?
Tego dowiecie się w następnym rozdziale. A on pojawi się już za tydzień. :)
Dziękuję Wam za ponad 26 tysięcy wyświetleń, jesteście cudowni :) :*
A co do informacji ze świata siatkówki ... Mistrzostwa Europy bez Ignaczaka? Jakoś nie mogę sobie tego za bardzo wyobrazić. Ale taka jest decyzja trenera.Trzeba się pogodzić. A po za tym bądźmy szczerzy, Igła wiecznie nie będzie grał. A Wojtaszek i Zatorski, gdzieś sie ogrywać muszą. A ten sezon jest pasmem ich wielkich sukcesów.
Czekamy na pierwszy gwizdek, pierwszą piłkę :]
komentujcie, komentujcie to bardzo motywuje. Nawet małe słowo daje dużo :)
Trzymajcie się cieplutko,
Buziaki Paaula :*
31 lipca 2013
20 lipca 2013
Rozdział 49. 'Nie wrócę do Olki!'
Piotrek wrócił do łazienki, a ja w tym czasie zalogowałam się na pocztę. Z wielką ulgą odetchnęłam, gdy w skrzynce odbiorczej nie zobaczyłam żadnej nowej wiadomości od tajemniczego przyjaciela. Szybko wylogowałam sie z poczty. A po chwili zadzwonił do mnie tata na skype. Na mojej twarzy od razu pojawił sie uśmiech. Zawsze rozmowy z rodziną, poprawiały mi humor.
- Ty jeszcze nie śpisz, córeczko? -przywitał mnie tata - Jest już późno. No chyba, że we Włoszech jest inna strefa czasowa. - zaśmiał się.
- Dobry wieczór, ojczulku. - posłałam mu szczery uśmiech. - Jeszcze sie nie kładziemy. Chociaż ja już jestem w piżamce. A co u Was?
- To jest mniej ważne, jak Włochy? Gdzie teraz jesteście?
- San Remo to do jutra nasz przystanek. Rzeczywiście Włochy są przepiękne. Miałeś rację. Zakochałam się w nich. I to od pierwszego wejrzenia.
- Tak jak w Piotrku? - usłyszałam głos Magdy.
- Tak, tak jak w Piotrku. - powiedziałam głośniej.
- A co u niego? - zapytał tata.
- Dobrze, opalił sie troszkę.
- Dbaj o niego.
- Wiem. Niestety to on mnie cały czas dokarmia.
- Juz z nim na ten temat rozmawiałem. Obiecał mi, że włos Ci z głowy nie spadnie.
- Czyżby 'męska rozmowa' się odbyła? - pokiwał głową twierdząco. - Co? Gdzie? Kiedy?
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
- Dobrze, nie to nie. A co u Magdy i Mikołaja? - zmieniłam temat.
-Chodź, kochanie. Rozmawiam z Anielą. - zawołał swoją żonę, mój tata.
- Juz idę. - usłyszałam ponowie jej głos. - Cześć, Nela. - uśmiechnęła się do mnie i usiadła obok mojego ojca. - Co tam u Was, odpoczywacie?
- Staramy się. Cały czas jesteśmy razem, a to najważniejsze.
- Pokochacie się jeszcze bardziej, zaciśniecie więzy. - powiedziała z takim ciepłem w głosie. - Dzwoniłaś do mamy?- zapytała. Troszczy się o mnie, to widać. Mimo jej dość młodego wieku, jest bardzo odpowiedzialna. 'Nasze początki nie należały do najłatwiejszych. Ale z każdą chwilą bylo już coraz lepiej. W końcu ją pokochałam, stała się moją przyjaciółką.
- Tak, rozmawiałam z nią. Chwilę, ale rozmawiałam.
- Na pewno się martwiła. A co tam u Piotrka, jak jego rodzice?
- To ja Wam nie będę przeszkadzał, pójdę sobie. - powiedział tata i wyszedł z pokoju.
- Nie poznałam jego rodziców. Wyjechali do Szwecji, na urlop. Spotkanie z jego mamą, mogłoby się okazać za trudne.
- Dlaczego?
- Ona mnie nienawidzi. Ale nie wiem z jakiego powodu. Chyba uważa, że to ja rozbiłam poprzedni związek Piotrka. - mówiłam, nie zwracając uwagi na mojego chłopaka. - Ale tak nie jest. To nie ja to zrobiłam. - w moich oczach pojawiły się pierwsze łzy.
- Wiem, kochanie. Spokojnie. - powiedziała Magda.
- Tak bardzo chciałabym, żeby jego rodzice mnie zaakceptowali. Tak jak Wy, Piotrka. - zaczęłam płakać.
- Aniela, rozumiem. Boisz się, odrzucenia. Nie wiesz, czy tak sytuacja nie popsuje Twojego związku. - pokiwałam głową twierdząco, wycierając z twarzy łzy. - Piotrek Cię kocha, jest dorosły. Sam decyduje.
- Wiem, ale ..
- Nie ma ale, skarbie. - tak bardzo chciałam, zeby mnie przytuliła.
- Ale to jego mama. Liczy się z jej zdaniem.
- No na pewno, nie w tej sprawie. Ona za niego nie kocha. Kocha jego.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- To co, nie będziesz już ryczeć?
- Nie. Naprawdę.
- Cieszę się. W końcu to wakacje. Baw się dobrze, zostało niewiele czasu.
- Wiem, wiem.
- Trzymaj się i pozdrów Piotrka.
- Dobrze. Papa. - W tym momencie zeszła mi mała ulga z serca. Musiałam to z siebie wyrzucić. Magda zawsze trzeźwo patrzy na każdą sprawę. To właśnie ona sprowadza mnie na Ziemię. Ale i czasami pozwala mi latać.
Kolejny dzień, kolejna porcja lodów i słońca. Po tym krótkim czasie spędzonym na ciągłym objadaniu, ruszyliśmy w dalszą podróż. Miałam nadzieję, że wszystkie pochłonięte przeze mnie kalorie, nie pójdą mi w biodra. Chociaż Cichy cały czas powtarzał, ze powinnam dużo jeść, bo jestem chudziutka. Tak samo mówił, że jestem piękna, cudowna i wspaniała. Podbudował moją samoocenę i to bardzo. Cieszyłam się, że mam Piotrka.
Rano ruszyliśmy do Werony. Miasto tytułowych bohaterów, Romea i Julii. Przepełnione nastrojem miłości. Na początku odwiedziliśmy rzymską arenę na 22 tysiące widzów. Kolejnym celem była katedra. Została zbudowana w XII w. i przebudowana w XV-XVI w. Kościół S. Tosca e Teuteria z V w. Miasto słynie z renesansowych palazzi i pięknych balkonów. Na jednym z nich rozgrywa się akcja szekspirowskiej tragedii "Romeo i Julia", zaś domy zamieszkiwane niegdyś przez oboje nieszczęśliwych kochanków i rzekomy nagrobek Julii są celem pielgrzymek turystów z całego świata. Piotrek wyczytał, że dotykając piersi Julii przynosi to szczęście w miłości. Oczywiście, musiał wykonać ten gest. Stwierdził, że trzeba skorzystać. Chociaż uważał, że tego całego pięknego uczucia, mamy aż za wiele.
Później odwiedziliśmy oddalony o 2 km od starego miasta, grób Julii. Według tradycji panny młode składają tam bukiety ślubne, co ma przynosić im szczęście w małżeństwie. I w tym miejscu mój chłopak brnął ślepo zapatrzony w legendę. Powiedział, że rano wrócimy w to miejsce. Miałam złożyć bukiet.
Gdy nastał wieczór udaliśmy się na Plac Dantego i dziedziniec romańskiego Palazzo della Ragione należą do najbardziej romantycznych miejsc w tym mieście. Dziedziniec otaczają arkady, do budynku przylegają pięknie rzeźbione schody z różowego marmuru.Wszystko było tak delikatnie oświetlone.
Do późnej nocy spacerowaliśmy trzymając się za ręce. To było strasznie fajnie, byliśmy zafascynowani całą tą atmosferą.
Następnego dnia obudziliśmy się bardzo wcześnie. Bez zjedzonego śniadania udaliśmy się do grobu Julii. Dzięki wczesnej godzinie zalapaliśmy się na końcówke, wschodu slońca.
- Piotruś, możesz mi wytłumaczyć dlaczego ja mam złożyć ten bukiet? - zapytałam wymachując kwiatkami.
- No jak kiedys weźmiemy ślub, to nie trzeba będzie to przyjechać.
- Ok. Czy to są zaręczyny?
- Jeszcze nie. Robimy to na zapas. - przytulił mnie i pocałował.
Po chwili złożyłam bukiet i wróciłam do Piotrka. Staliśmy tak przez moment patrząc na budzące się miasto. Piękny widok.
Ostatnim przystankiem naszych wakacji była Florencja. Do miejscowości samochodami mogą wjeżdżać tylko mieszkańcy. Zwiedzający niestety musza parkować dalej. Zakazów trzeba przestrzegać, mimo iż trudno jest znaleźć miejsce postoju. Jeśli będziemy się poruszać samochodem, to trzeba bardzo uważać i mieć dobry refleks. Kierowcy jeżdżą niezgodnie z przepisami i bardzo niebezpiecznie.
Pierwszym przystankiem została Katedra Santa Maria del Fiore. Jest to budynek z wielką kopułą, największą na świecie. Cudowną panoramę miasta można oglądać ze szczytu kopuły lub mniej obleganej dzwonnicy - Campanile di Giotto. Do pokonania było 414 stopni, ale było warto. Mimo naszego zmęczenia udało nam się wejść na samą górę. Kolejnym miejscem widokowym jest park Giardino di Boboli obok Palazzo Pitti. Jeszcze więcej widać z placu Michała Anioła. Stąd starówka wygląda niesamowicie, bo jak na dłoni mamy dachy najważniejszych zabytków: kościoła Santa Maria Novella, na którym znajdują się dwa przyrządy astronomiczne z 1572 roku - zegar słoneczny oraz przyrząd do wyznaczania współrzędnych równikowych i ekliptycznych ciał niebieskich.
Pod koniec dnia udaliśmy się na obiad. Lekko spóźniony. Nasz posiłek składał sie z trzech dań, był okraszony deserem i lampka stołowego wina Brunello di Montepulciano.
To juz był przedostatni dzień we Włoszech. Następnego poranka musieliśmy zacząć się pakować. Ale przed wylotem udaliśmy sie na spacer. To były ostatnie chwile w tym pięknym miejscu. Ze łzami w oczach wsiadłam do auta i pojechaliśmy na lotnisko.
Po około 6-godzinnym locie, znaleźliśmy się w Warszawie. A tam czekała na nas Patrycja wraz z Fabianem. Przywitaliśmy się i wspólnie udaliśmy sie do domu rodziny Nowakowskich. Gdy dotarliśmy na miejsce Piotrek od razu objął mnie czule. Weszliśmy do domu i w tym momencie poczułam zapach ciasta drożdżowego. Od progu przywitała nas mama Cichego. Lekko zdziwiła się na mój widok pewnie myślała, że pojechałam do domu. Ja również nie chciałam się z nią spotkać. Mnie od razu zrzedła mina. A taki miałam dobry humor.
- Jestem obok. - powiedział cicho Piotrek i ścisnął mocno moją dłoń. - Dzień Dobry, mamo. - przywitał się.- Poznaj Anielę. - spojrzał na mnie.
- Dzień Dobry. - wydukałam.
- Witaj Piotrusiu. - w tym momencie odepchnęła mnie od Cichego i zaczęła go ściskać. Ja stanęłam obok i nie wiedziałam jak mam się zachować. Spojrzałam tylko na mojego chłopaka.
- Mamo. Puść mnie.
- Ale o co chodzi, syneczku?
- Nie przywitałaś się z Anielą. - powiedział i wskazał na mnie.
- Dzień Dobry. - wydusiła z siebie na silę. Ja odpowiedziałam tym samym.
Przez resztę dnia olewała mnie po całej linii. Traktowała zupełnie jak powietrze. Piotrek próbował mnie jakoś wciągnąć do rozmowy. Dużo o mnie mówił i naszym związku. Niestety jego mama, nie chciała nawet o mnie słyszeć. A jego tata, siedział cicho. Od czasu do czasu posyłał mi szczery uśmiech. Tak samo jak Patrycja i Fabian. Mój chłopak też starał się mnie wspierać.
Popołudniu siostra Cichego chciała wziąć mnie na spacer, ale ja jakoś nie miałam ochoty.
Piotrek gdzieś zniknął, a ja siedziałam sama w jego pokoju. Postanowiłam zadzwonić do Marysi. Niestety nie odbierała. Zaczekałam chwilkę i zadzwoniłam ponownie. Nadal cisza. Nie chciałam nalegać, widać była zajęta.
Położyłam się na łóżku i wsłuchiwałam sie w dźwięk dochodzący z kuchni.Najwidoczniej było włączone radio. Nie wiedziałam jaka piosenka leciała. Ale była idealna, chciałam usnąć. Byłam zmęczona po podróży i całą tą sytuacją. Ze względu na dobre stosunki matki Pita z Olą, pragnęłam żeby mnie tez zaakceptowała. Chociaż tak w połowie. Wiedziałam, że muszę sie starać o jej zaufanie. Mimo,że nie miałam pomysłu jak je zdobić.
W pewnym momencie usłyszałam czyjś głos. A konkretnie Piotrka. Szybko wstałam i podeszłam do okna. Z niego miałam idealny widok na ogród i ścieżkę. Zauważyłam idącego szybko mojego chłopaka, a za nim jego mamę. Krzyczeli cos do siebie. Niestety byłam za daleko by cokolwiek usłyszeć. Postanowiłam wyjść z domu i spróbować uspokoić Cichego. Nie chciałam, żeby kłócił się z matką.
- Zrozum, ja ją kocham. - krzyczał.
- Raczej jesteś zauroczony lub chcesz się zemścić na Aleksandrze. - próbowała go uspokoić. - Chociaż nie rozumiem dlaczego. Byliście i nadal możecie być cudowną parą.
- Nie. Nie wrócę do Olki. Nawet o tym nie myśl. - dalej krzyczał.
- Piotrek. Ta Twoja nowa dziewczyna jest gówniarą.
- Nie. Nie jest.
- Czy Ty zawsze musisz być naiwny?
- Właśnie byłem naiwny, kochając Olkę.
- Czyli ją kochasz?
- Kocham Aniele. Słyszysz? - nadal krzyczał.
- Tak, Ja jakoś nie wróżę Wam długiego związku.
- Nie musisz. I tak z nią będę. A pewnego dnia się z nią ożenię, będę miał dzieci. Jeśli nie zaakceptujesz Anieli, nie będziesz uczestniczyła w moim życiu. Zniknę na zawsze. - w tym momencie zobaczył mnie. - Nela. - powiedział juz spokojnym głosem.
- Przepraszam, nie powinnam. Ale usłyszałam krzyki. - tłumaczyłam się.
- Nic się nie stało. Chodź teraz na górę. Jedziemy stąd. - objął mnie.
- Piotrek. - usłyszałam głos mamy Cichego.
W drzwiach minęliśmy się z Patką i Fabianem. Pit powiedział, że wyjeżdżamy i tyle. Szybko się spakowaliśmy i juz po 20 minutach byliśmy już w samochodzie.
- Przepraszam Cię, za jej dzisiejsze zachowanie. Nie powinienem Cię tutaj przywozić. - powiedział Piotrek, gdy włożył klucz do stacyjki.
- Rozumiem. Nie wiedziałeś, że już przyjechali.
- Właśnie wiedziałem. Ale myślałem, że nie zrobi takiej szopki.
- To nie Twoja wina, możemy już o tym nie rozmawiać, tylko już jechać? - zapytałam.
- Tak, tak. - usłyszałam dźwięk silnika. - Zaczekaj, Twój tata.-powiedziałam patrząc w boczne lusterko.Piotrek szybko wysiadł z auta, tak samo jak ja.
- Coś się stało? - zapytał siatkarz.
- Piotrek, zrozum matkę.
- To po to nas zatrzymujesz? - uniósł głos.
- Możecie zostać? Chociaż do jutra? Przecież taki był Wasz plan?
- Nie. Odwiozę Anielę i wrócę po resztę rzeczy na zgrupowanie. - oznajmił Pit i wsiadł do auta.
- Prosze Pana. - zatrzymałam tatę mojego chłopaka. - Pogadam z Piotrkiem, a jutro przeprosi mamę. Na pewno. - uśmiechnęłam się.
- Jesteś taka jak mówił mój syn. Cudowna.
- Dziękuję.
- Wsiadaj do samochodu. A ja postaram się porozmawiać z żoną. - powiedział.
- Do widzenia. - otworzyłam drzwi i już po chwili byłam obok Piotrka. - To co jedziemy? Czy chcesz zostać?
- Jedziemy. Nie chce, żebys słyszała co ona gada. - powiedział, a ja włączyłam radio.
Oparłam się o szybę i patrzyłam na szybko zmieniający się obraz za oknem. Próbowałam nie myśleć o mamie Piotrka. Nie byłam pewna, czy ona mnie zaakceptuje. Wiedziałam, że ma racje. Jestem dużo młodsza od Cichego. Może to właśnie ja rozbiłam jego związek? Ale on już wcześniej był fikcją. Mimo wszystko pojawiłam się w mało odpowiednim momencie. Piotrek jeszcze mógł uratować swój związek, mógł byc szczęśliwy. Nagle zadzwonił do mnie telefon. To Marysia.
- Cześć. Przepraszam, że nie odbierałam. Jestem u cioci z Bartkiem. A Wy już wróciliście z Włoch, że dzwoniłaś?
- Tak dzisiaj. Przylecieliśmy jakoś po 12, a później byliśmy u Piotrka w domu.
- I jak tam jego szanowana mamusia?
- Chyba nie najlepiej, skoro już wracamy.
- Jak to?
- A pogadamy jak się spotkamy. A właściwie kiedy to będzie?
- Skoro jedziecie, to możecie wpaść do nas. - zaproponowała przyjaciółka.
- Poczekaj, zapytam Pita. - spojrzałam na chłopaka i zakryłam dłonią telefon. - Kochanie, może odwiedzimy Marysię? Bedzie tez Bartek.
- Ok. Powiedz, że będziemy za półtorej godziny.
- Zgodził się. A Twoja ciocia upiekła jakies ciasto? - zapytałam.
- Wiecznie głodna. Jest jabłecznik. Wystarczy?
- Wiesz jak mnie uszczęśliwić. W takim razie do zobaczenia.
- Czekamy. - rozłączyła się.
- Mam rozumieć, że jesteś głodna? - zapytał Piotrek.
- Troche tak. - uśmiechnęłam się.
__________________________________________
Witam po długiej przerwie :)
I jak tam Wasze wakacje?
Tez nie możecie się doczekać Mistrzostw Europy? :D Ja bardzo, bardzo.
Kogo chcecie zobaczyć w finałach? Ja kibicuję Włochom :)
A co do rozdziału, piszcie swoje przemyślenia.
Tutaj na dole :P komentarz, komentarz, komentarz. To bardzo, bardzo motywuje :*
Trzymajcie się, buziaki :* Pozdrawiam Paaula :*
- Ty jeszcze nie śpisz, córeczko? -przywitał mnie tata - Jest już późno. No chyba, że we Włoszech jest inna strefa czasowa. - zaśmiał się.
- Dobry wieczór, ojczulku. - posłałam mu szczery uśmiech. - Jeszcze sie nie kładziemy. Chociaż ja już jestem w piżamce. A co u Was?
- To jest mniej ważne, jak Włochy? Gdzie teraz jesteście?
- San Remo to do jutra nasz przystanek. Rzeczywiście Włochy są przepiękne. Miałeś rację. Zakochałam się w nich. I to od pierwszego wejrzenia.
- Tak jak w Piotrku? - usłyszałam głos Magdy.
- Tak, tak jak w Piotrku. - powiedziałam głośniej.
- A co u niego? - zapytał tata.
- Dobrze, opalił sie troszkę.
- Dbaj o niego.
- Wiem. Niestety to on mnie cały czas dokarmia.
- Juz z nim na ten temat rozmawiałem. Obiecał mi, że włos Ci z głowy nie spadnie.
- Czyżby 'męska rozmowa' się odbyła? - pokiwał głową twierdząco. - Co? Gdzie? Kiedy?
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
- Dobrze, nie to nie. A co u Magdy i Mikołaja? - zmieniłam temat.
-Chodź, kochanie. Rozmawiam z Anielą. - zawołał swoją żonę, mój tata.
- Juz idę. - usłyszałam ponowie jej głos. - Cześć, Nela. - uśmiechnęła się do mnie i usiadła obok mojego ojca. - Co tam u Was, odpoczywacie?
- Staramy się. Cały czas jesteśmy razem, a to najważniejsze.
- Pokochacie się jeszcze bardziej, zaciśniecie więzy. - powiedziała z takim ciepłem w głosie. - Dzwoniłaś do mamy?- zapytała. Troszczy się o mnie, to widać. Mimo jej dość młodego wieku, jest bardzo odpowiedzialna. 'Nasze początki nie należały do najłatwiejszych. Ale z każdą chwilą bylo już coraz lepiej. W końcu ją pokochałam, stała się moją przyjaciółką.
- Tak, rozmawiałam z nią. Chwilę, ale rozmawiałam.
- Na pewno się martwiła. A co tam u Piotrka, jak jego rodzice?
- To ja Wam nie będę przeszkadzał, pójdę sobie. - powiedział tata i wyszedł z pokoju.
- Nie poznałam jego rodziców. Wyjechali do Szwecji, na urlop. Spotkanie z jego mamą, mogłoby się okazać za trudne.
- Dlaczego?
- Ona mnie nienawidzi. Ale nie wiem z jakiego powodu. Chyba uważa, że to ja rozbiłam poprzedni związek Piotrka. - mówiłam, nie zwracając uwagi na mojego chłopaka. - Ale tak nie jest. To nie ja to zrobiłam. - w moich oczach pojawiły się pierwsze łzy.
- Wiem, kochanie. Spokojnie. - powiedziała Magda.
- Tak bardzo chciałabym, żeby jego rodzice mnie zaakceptowali. Tak jak Wy, Piotrka. - zaczęłam płakać.
- Aniela, rozumiem. Boisz się, odrzucenia. Nie wiesz, czy tak sytuacja nie popsuje Twojego związku. - pokiwałam głową twierdząco, wycierając z twarzy łzy. - Piotrek Cię kocha, jest dorosły. Sam decyduje.
- Wiem, ale ..
- Nie ma ale, skarbie. - tak bardzo chciałam, zeby mnie przytuliła.
- Ale to jego mama. Liczy się z jej zdaniem.
- No na pewno, nie w tej sprawie. Ona za niego nie kocha. Kocha jego.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- To co, nie będziesz już ryczeć?
- Nie. Naprawdę.
- Cieszę się. W końcu to wakacje. Baw się dobrze, zostało niewiele czasu.
- Wiem, wiem.
- Trzymaj się i pozdrów Piotrka.
- Dobrze. Papa. - W tym momencie zeszła mi mała ulga z serca. Musiałam to z siebie wyrzucić. Magda zawsze trzeźwo patrzy na każdą sprawę. To właśnie ona sprowadza mnie na Ziemię. Ale i czasami pozwala mi latać.
Kolejny dzień, kolejna porcja lodów i słońca. Po tym krótkim czasie spędzonym na ciągłym objadaniu, ruszyliśmy w dalszą podróż. Miałam nadzieję, że wszystkie pochłonięte przeze mnie kalorie, nie pójdą mi w biodra. Chociaż Cichy cały czas powtarzał, ze powinnam dużo jeść, bo jestem chudziutka. Tak samo mówił, że jestem piękna, cudowna i wspaniała. Podbudował moją samoocenę i to bardzo. Cieszyłam się, że mam Piotrka.
Rano ruszyliśmy do Werony. Miasto tytułowych bohaterów, Romea i Julii. Przepełnione nastrojem miłości. Na początku odwiedziliśmy rzymską arenę na 22 tysiące widzów. Kolejnym celem była katedra. Została zbudowana w XII w. i przebudowana w XV-XVI w. Kościół S. Tosca e Teuteria z V w. Miasto słynie z renesansowych palazzi i pięknych balkonów. Na jednym z nich rozgrywa się akcja szekspirowskiej tragedii "Romeo i Julia", zaś domy zamieszkiwane niegdyś przez oboje nieszczęśliwych kochanków i rzekomy nagrobek Julii są celem pielgrzymek turystów z całego świata. Piotrek wyczytał, że dotykając piersi Julii przynosi to szczęście w miłości. Oczywiście, musiał wykonać ten gest. Stwierdził, że trzeba skorzystać. Chociaż uważał, że tego całego pięknego uczucia, mamy aż za wiele.
Później odwiedziliśmy oddalony o 2 km od starego miasta, grób Julii. Według tradycji panny młode składają tam bukiety ślubne, co ma przynosić im szczęście w małżeństwie. I w tym miejscu mój chłopak brnął ślepo zapatrzony w legendę. Powiedział, że rano wrócimy w to miejsce. Miałam złożyć bukiet.
Gdy nastał wieczór udaliśmy się na Plac Dantego i dziedziniec romańskiego Palazzo della Ragione należą do najbardziej romantycznych miejsc w tym mieście. Dziedziniec otaczają arkady, do budynku przylegają pięknie rzeźbione schody z różowego marmuru.Wszystko było tak delikatnie oświetlone.
Do późnej nocy spacerowaliśmy trzymając się za ręce. To było strasznie fajnie, byliśmy zafascynowani całą tą atmosferą.
Następnego dnia obudziliśmy się bardzo wcześnie. Bez zjedzonego śniadania udaliśmy się do grobu Julii. Dzięki wczesnej godzinie zalapaliśmy się na końcówke, wschodu slońca.
- Piotruś, możesz mi wytłumaczyć dlaczego ja mam złożyć ten bukiet? - zapytałam wymachując kwiatkami.
- No jak kiedys weźmiemy ślub, to nie trzeba będzie to przyjechać.
- Ok. Czy to są zaręczyny?
- Jeszcze nie. Robimy to na zapas. - przytulił mnie i pocałował.
Po chwili złożyłam bukiet i wróciłam do Piotrka. Staliśmy tak przez moment patrząc na budzące się miasto. Piękny widok.
Ostatnim przystankiem naszych wakacji była Florencja. Do miejscowości samochodami mogą wjeżdżać tylko mieszkańcy. Zwiedzający niestety musza parkować dalej. Zakazów trzeba przestrzegać, mimo iż trudno jest znaleźć miejsce postoju. Jeśli będziemy się poruszać samochodem, to trzeba bardzo uważać i mieć dobry refleks. Kierowcy jeżdżą niezgodnie z przepisami i bardzo niebezpiecznie.
Pierwszym przystankiem została Katedra Santa Maria del Fiore. Jest to budynek z wielką kopułą, największą na świecie. Cudowną panoramę miasta można oglądać ze szczytu kopuły lub mniej obleganej dzwonnicy - Campanile di Giotto. Do pokonania było 414 stopni, ale było warto. Mimo naszego zmęczenia udało nam się wejść na samą górę. Kolejnym miejscem widokowym jest park Giardino di Boboli obok Palazzo Pitti. Jeszcze więcej widać z placu Michała Anioła. Stąd starówka wygląda niesamowicie, bo jak na dłoni mamy dachy najważniejszych zabytków: kościoła Santa Maria Novella, na którym znajdują się dwa przyrządy astronomiczne z 1572 roku - zegar słoneczny oraz przyrząd do wyznaczania współrzędnych równikowych i ekliptycznych ciał niebieskich.
Pod koniec dnia udaliśmy się na obiad. Lekko spóźniony. Nasz posiłek składał sie z trzech dań, był okraszony deserem i lampka stołowego wina Brunello di Montepulciano.
To juz był przedostatni dzień we Włoszech. Następnego poranka musieliśmy zacząć się pakować. Ale przed wylotem udaliśmy sie na spacer. To były ostatnie chwile w tym pięknym miejscu. Ze łzami w oczach wsiadłam do auta i pojechaliśmy na lotnisko.
Po około 6-godzinnym locie, znaleźliśmy się w Warszawie. A tam czekała na nas Patrycja wraz z Fabianem. Przywitaliśmy się i wspólnie udaliśmy sie do domu rodziny Nowakowskich. Gdy dotarliśmy na miejsce Piotrek od razu objął mnie czule. Weszliśmy do domu i w tym momencie poczułam zapach ciasta drożdżowego. Od progu przywitała nas mama Cichego. Lekko zdziwiła się na mój widok pewnie myślała, że pojechałam do domu. Ja również nie chciałam się z nią spotkać. Mnie od razu zrzedła mina. A taki miałam dobry humor.
- Jestem obok. - powiedział cicho Piotrek i ścisnął mocno moją dłoń. - Dzień Dobry, mamo. - przywitał się.- Poznaj Anielę. - spojrzał na mnie.
- Dzień Dobry. - wydukałam.
- Witaj Piotrusiu. - w tym momencie odepchnęła mnie od Cichego i zaczęła go ściskać. Ja stanęłam obok i nie wiedziałam jak mam się zachować. Spojrzałam tylko na mojego chłopaka.
- Mamo. Puść mnie.
- Ale o co chodzi, syneczku?
- Nie przywitałaś się z Anielą. - powiedział i wskazał na mnie.
- Dzień Dobry. - wydusiła z siebie na silę. Ja odpowiedziałam tym samym.
Przez resztę dnia olewała mnie po całej linii. Traktowała zupełnie jak powietrze. Piotrek próbował mnie jakoś wciągnąć do rozmowy. Dużo o mnie mówił i naszym związku. Niestety jego mama, nie chciała nawet o mnie słyszeć. A jego tata, siedział cicho. Od czasu do czasu posyłał mi szczery uśmiech. Tak samo jak Patrycja i Fabian. Mój chłopak też starał się mnie wspierać.
Popołudniu siostra Cichego chciała wziąć mnie na spacer, ale ja jakoś nie miałam ochoty.
Piotrek gdzieś zniknął, a ja siedziałam sama w jego pokoju. Postanowiłam zadzwonić do Marysi. Niestety nie odbierała. Zaczekałam chwilkę i zadzwoniłam ponownie. Nadal cisza. Nie chciałam nalegać, widać była zajęta.
Położyłam się na łóżku i wsłuchiwałam sie w dźwięk dochodzący z kuchni.Najwidoczniej było włączone radio. Nie wiedziałam jaka piosenka leciała. Ale była idealna, chciałam usnąć. Byłam zmęczona po podróży i całą tą sytuacją. Ze względu na dobre stosunki matki Pita z Olą, pragnęłam żeby mnie tez zaakceptowała. Chociaż tak w połowie. Wiedziałam, że muszę sie starać o jej zaufanie. Mimo,że nie miałam pomysłu jak je zdobić.
W pewnym momencie usłyszałam czyjś głos. A konkretnie Piotrka. Szybko wstałam i podeszłam do okna. Z niego miałam idealny widok na ogród i ścieżkę. Zauważyłam idącego szybko mojego chłopaka, a za nim jego mamę. Krzyczeli cos do siebie. Niestety byłam za daleko by cokolwiek usłyszeć. Postanowiłam wyjść z domu i spróbować uspokoić Cichego. Nie chciałam, żeby kłócił się z matką.
- Zrozum, ja ją kocham. - krzyczał.
- Raczej jesteś zauroczony lub chcesz się zemścić na Aleksandrze. - próbowała go uspokoić. - Chociaż nie rozumiem dlaczego. Byliście i nadal możecie być cudowną parą.
- Nie. Nie wrócę do Olki. Nawet o tym nie myśl. - dalej krzyczał.
- Piotrek. Ta Twoja nowa dziewczyna jest gówniarą.
- Nie. Nie jest.
- Czy Ty zawsze musisz być naiwny?
- Właśnie byłem naiwny, kochając Olkę.
- Czyli ją kochasz?
- Kocham Aniele. Słyszysz? - nadal krzyczał.
- Tak, Ja jakoś nie wróżę Wam długiego związku.
- Nie musisz. I tak z nią będę. A pewnego dnia się z nią ożenię, będę miał dzieci. Jeśli nie zaakceptujesz Anieli, nie będziesz uczestniczyła w moim życiu. Zniknę na zawsze. - w tym momencie zobaczył mnie. - Nela. - powiedział juz spokojnym głosem.
- Przepraszam, nie powinnam. Ale usłyszałam krzyki. - tłumaczyłam się.
- Nic się nie stało. Chodź teraz na górę. Jedziemy stąd. - objął mnie.
- Piotrek. - usłyszałam głos mamy Cichego.
W drzwiach minęliśmy się z Patką i Fabianem. Pit powiedział, że wyjeżdżamy i tyle. Szybko się spakowaliśmy i juz po 20 minutach byliśmy już w samochodzie.
- Przepraszam Cię, za jej dzisiejsze zachowanie. Nie powinienem Cię tutaj przywozić. - powiedział Piotrek, gdy włożył klucz do stacyjki.
- Rozumiem. Nie wiedziałeś, że już przyjechali.
- Właśnie wiedziałem. Ale myślałem, że nie zrobi takiej szopki.
- To nie Twoja wina, możemy już o tym nie rozmawiać, tylko już jechać? - zapytałam.
- Tak, tak. - usłyszałam dźwięk silnika. - Zaczekaj, Twój tata.-powiedziałam patrząc w boczne lusterko.Piotrek szybko wysiadł z auta, tak samo jak ja.
- Coś się stało? - zapytał siatkarz.
- Piotrek, zrozum matkę.
- To po to nas zatrzymujesz? - uniósł głos.
- Możecie zostać? Chociaż do jutra? Przecież taki był Wasz plan?
- Nie. Odwiozę Anielę i wrócę po resztę rzeczy na zgrupowanie. - oznajmił Pit i wsiadł do auta.
- Prosze Pana. - zatrzymałam tatę mojego chłopaka. - Pogadam z Piotrkiem, a jutro przeprosi mamę. Na pewno. - uśmiechnęłam się.
- Jesteś taka jak mówił mój syn. Cudowna.
- Dziękuję.
- Wsiadaj do samochodu. A ja postaram się porozmawiać z żoną. - powiedział.
- Do widzenia. - otworzyłam drzwi i już po chwili byłam obok Piotrka. - To co jedziemy? Czy chcesz zostać?
- Jedziemy. Nie chce, żebys słyszała co ona gada. - powiedział, a ja włączyłam radio.
Oparłam się o szybę i patrzyłam na szybko zmieniający się obraz za oknem. Próbowałam nie myśleć o mamie Piotrka. Nie byłam pewna, czy ona mnie zaakceptuje. Wiedziałam, że ma racje. Jestem dużo młodsza od Cichego. Może to właśnie ja rozbiłam jego związek? Ale on już wcześniej był fikcją. Mimo wszystko pojawiłam się w mało odpowiednim momencie. Piotrek jeszcze mógł uratować swój związek, mógł byc szczęśliwy. Nagle zadzwonił do mnie telefon. To Marysia.
- Cześć. Przepraszam, że nie odbierałam. Jestem u cioci z Bartkiem. A Wy już wróciliście z Włoch, że dzwoniłaś?
- Tak dzisiaj. Przylecieliśmy jakoś po 12, a później byliśmy u Piotrka w domu.
- I jak tam jego szanowana mamusia?
- Chyba nie najlepiej, skoro już wracamy.
- Jak to?
- A pogadamy jak się spotkamy. A właściwie kiedy to będzie?
- Skoro jedziecie, to możecie wpaść do nas. - zaproponowała przyjaciółka.
- Poczekaj, zapytam Pita. - spojrzałam na chłopaka i zakryłam dłonią telefon. - Kochanie, może odwiedzimy Marysię? Bedzie tez Bartek.
- Ok. Powiedz, że będziemy za półtorej godziny.
- Zgodził się. A Twoja ciocia upiekła jakies ciasto? - zapytałam.
- Wiecznie głodna. Jest jabłecznik. Wystarczy?
- Wiesz jak mnie uszczęśliwić. W takim razie do zobaczenia.
- Czekamy. - rozłączyła się.
- Mam rozumieć, że jesteś głodna? - zapytał Piotrek.
- Troche tak. - uśmiechnęłam się.
__________________________________________
Witam po długiej przerwie :)
I jak tam Wasze wakacje?
Tez nie możecie się doczekać Mistrzostw Europy? :D Ja bardzo, bardzo.
Kogo chcecie zobaczyć w finałach? Ja kibicuję Włochom :)
A co do rozdziału, piszcie swoje przemyślenia.
Tutaj na dole :P komentarz, komentarz, komentarz. To bardzo, bardzo motywuje :*
Trzymajcie się, buziaki :* Pozdrawiam Paaula :*
5 lipca 2013
Rozdział 48. Plażing, smażing.
Po wypiciu kawy i zjedzeniu przeze mnie sporej ilości lodów malinowych, wyruszyliśmy na wycieczkę. Wsiedliśmy do auta i zwiedzanie Turynu, czas zacząć. Na początku zobaczyliśmy renesansowa katedrę, która została wzniesiona została w XV-XVII wieku. Później odwiedziliśmy Pałac Królewski, Palazzo dell'Academia delle Scienze i Palazzo Madama. To piękne budynki. Nawet nie spodziewałam się, że architektura mnie, aż tak ruszy. Nigdy nie interesowałam się tą dziedziną sztuki. Ale poprzez znajomość z Mańką, miałam z nią kontakt i to dość spory. Wtedy męczyła mnie swoim gadaniem. Może właśnie dlatego, wiedziałam troszkę więcej niż te wszystkie ulotki. O samych budowlach to nie, czyli o powodzie ich wybudowania, ani też o ich wykorzystaniu. Ale o ich wykonaniu wiedziałam dużo. I oczywiście tą wiedzą dzieliłam się z Piotrkiem. Ale z tego powodu nie był zbytnio zadowolony. Co innego ja, gaduła.
Gdy w nocy wróciliśmy do hotelu, po odbyciu wspólnego prysznicu, poszliśmy spać. Piotrek musiał być w dobrej kondycji na następny dzień, bo znowu zmieniamy miejsce pobytu. Naszym kolejnym celem jest San Remo. Następna dawka zabytków i lodów. Piotrek robi za fotografa, słuchacza, tragarza i kierowcę. Dla mnie super. Jak dla niego, to chyba niekoniecznie.
Obudziły mnie delikatne promienie słoneczne wychylające się zza okna. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Nie było Cichego. Wstałam i udałam się do łazienki. Tam też go nie było. Postanowiłam się tym nie przejmować, przecież jest dorosły. Ma rozum. Poradzi sobie. Ja korzystając z okazji wolnej łazienki, wzięłam samotny prysznic.
Gdy już ubrana opuściłam łazienkę, Cichego nadal nie było. Zastanawiałam się co on może robić. Włoskiego nie zna, a Włosi angielskim też za dobrze nie władają. Zeszłam na dół i chciałam zamówić śniadanie. Mój brzuszek był pusty, co czyniło mnie głodną. Pani z recepcji powiedziała, że śniadanie samo przyjedzie. Nic więcej nie chciała zdradzić. Kazała mi czekać na balkonie. Zdziwiona poszłam do pokoju. Wzięłam laptopa na kolana i zasiadłam na leżaku. Czerpiąc przy tym z promieni słonecznych.
Nagle usłyszałam głos Piotrka. Nie chciałam się odwracać i czekałam, aż mnie sam znajdzie. Po chwili na balkonie pojawił się właśnie on. Przed nim był wózek, a na nim jedzonko.
- Ty już wstałaś? - zapytał zdziwiony.
- No jak widzisz. - posłałam mu uśmiech.
- Jak zawsze, wszystko popsułaś. - powiedział z żalem w głosie.
- Wyspałam się to wstałam. Nie widzę tutaj Twojego problemu. Raz w życiu się nie leniłam. - ponownie się uśmiechnęłam. - Mam wiecznie czekać na księcia z bajki. Przecież wiem, że go nie odnajdę. - zrobiłam smutną minkę.
- Przecież on stoi przed Tobą. - wyprostował się i wypiął dumnie klatkę piersiową do przodu. Ja momentalnie zaczęłam się śmiać.
- Gdzie? Odsuń się, pewnie go zasłaniasz.
- Jak wrócimy to Polski, musze zaprowadzić Cię do okulisty. Z Twoim wzrokiem jest coraz gorzej. Żeby nie zauważyć przystojnego, ponad dwumetrowego, cudownego, uczynnego księcia z bajki. I tego, ze on wstał wcześnie, aby zrobić dla swojej księżniczki śniadanie. Postanowione, Anielu. Jak wrócimy do kraju to idzesz do okulisty. - skończył swój monolog. Nic nie odpowiedziałam tylko wstałam z leżaczka i ruszyłam w stronę mojego 'księcia z bajki'.
- Ja się tylko tak droczę z Tobą. - powiedziałam robiąc oczy kota ze Shrek'a. - Przepraszam, kochanie. Dziękuję za śniadanko. - wzięłam truskawkę do buzi. - Przepyszne. No co tak stoisz? Siadaj, jemy. - poinstruowałam Piotrka. On mnie tylko zmierzył wzrokiem i usiadł. - Dlaczego nic nie mówisz?
- A co mam mówić? Skoro Ty wolisz jakiegoś durnowatego lalusia na białym koniu ode mnie. Co ja się mogę do nie go równać?
- Nie denerwuj mnie.
- Złość piękności szkodzi. Przepraszam. - wziął gryz tosta.
- No Piotrusiu. - spojrzałam na niego z politowaniem. - Ale to Ty jesteś moim ' durnowatym lalusiem na białym koniu'. W końcu wypożyczyliśmy białe audi. I w pewnym sensie masz tego białego rumaka, pod maską oczywiście. Chociaż nie wiem, czy silnik jest taki czysty. Nie umazany od oleju i smaru czy czegoś tam innego.
- Jak mogłaś mnie porównać do tego lalusia?? Ja jestem prawdziwy z krwi i kości. On jest calutki plastikowy. Nawet ten kaloryfer jest sztuczny. Mój jest prawdziwy. - podniósł koszulkę do góry. A tam był ten kaloryfer. Co prawda, ładnie wyrzeźbiony. - A auta to się nie czepiaj. To jest wypożyczone i nie moja wina, ze brudne. Ja go myć nie będę. Za to mój skarb jest lśniący i czysty. - w wolnym tłumaczeniu, ten jego 'skarb' to bmw jakieś tam. Nawet nie wiem jakie. Nie wolno mi go dotykać z małymi wyjątkami.
- Przepraszam. - wydusiłam. - Nadal nie rozumiem dlaczego bardziej troszczysz się o ten Twój 'skarb', a nie o mnie.
- A śniadanie?
- No i co z tego. Raz od wielkiego dzwonu zrobiłeś śniadanie, a o aucie cały czas gadasz.
- Na pewno mniej niż Ty wczoraj o tych budynkach. - wywrócił oczami.- Nie zmieniaj tematu, lepiej mnie przeproś.
- Zrobiłam to przed chwilą.
- Nie słyszałem. - wstałam i usiadłam mu na kolanach.
- Przepraszam. - krzyknęłam mu prosto do ucha. - Teraz słyszałeś? - uśmiechnęłam się i wzięłam łyk soczku.
- Tak. - zrobił to samo co ja przed chwilą.
- Też Cię kocham. - powiedziałam odstawiając szklankę na stół.
Gdy już się ogarnęliśmy po śniadanku, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Naszym celem teraz było San Remo. Nasze nastroje były w coraz lepszej kondycji. Świetnie się czułam w towarzystwie Piotrka. Chociaż czasami umiał mi pocisnąć, nie przejmowałam się tym. Mam nadzieję, ze moje odpowiedzi były równie dobre. Podróż trwała ponad dwie godziny. Ale minęła szybko. Gdy tylko dojechaliśmy naszym celem było wybrzeże. Ozdobą najbardziej reprezentacyjnej, nadmorskiej dzielnicy San Remo (albo Sanremo) jest ciągnąca się wzdłuż wybrzeża elegancka promenada - Corso Imperatrice. Nazwana tak na pamiątkę carowej Marii Aleksandrownej, która - zachwycona San Remo - ufundowała w 1875 roku piękne palmy, do dziś zacieniające wspaniały deptak.
To właśnie tam porobiliśmy sobie dużo zdjęć. Później poszliśmy na plażę. Z klapkami w dłoniach celebrowaliśmy piękny dzień. Położyliśmy sobie na kocu i łapaliśmy słońce. Piotrek bardzo ładnie wyglądał w okularach przeciwsłonecznych. Cieszyłam się, że taki przystojniak leży obok mnie. Nagle usłyszałam znajomy głos. Podniosłam sie i rozejrzałam po plaży. Zauważyłam Krzyśka z uroczą dziewczynką na rękach. Obok niego maszerował chłopiec trzymając za rękę jakąś kobietę.
- Piotrek. - szturchnęłam Cichego.
- Tak? - nawet nie drgnął.
- Zgaduj kto tutaj jest.
- Nie chce mi się. Kto? - spojrzał na mnie, gdy zdjął okulary.
- Igła. - uśmiechnęłam się. - Chodź się przywitać. - podałam mu rękę, gdy wstałam.
- Juz, chwila. - powiedział i otrzepał się z piasku. Złożył koc i wspólnie poszliśmy w stronę rodziny libero trzymając się za ręce.
- Czeeść. Was się tutaj nie spodziewałem. - przywitał się z nami. Podał dłoń Piotrkowi, a mnie ucałował w policzek.
- No siemka. - powiedziałam.
- Co Wy tutaj robicie? - zapytał i wskazał nam miejsce, abyśmy usiedli na kocu. - A zapomniałem. - spojrzał się na kobietę trzymającą na rękach dziewczynkę. - To jest moja żona Iwona, a ten mały szkrab to Dominika. Piotrek, Ty już znasz Iwonę.
- Tak, tak. Dzień dobry.
- A to kochanie, jest Aniela. Mówiłem Ci o niej.
- Dzień dobry. - powiedziałyśmy chyba w tym samym momencie. - Mam nadzieję, że mąż mówił o mnie w samych superlatywach. - uśmiechnęłam się.
- Tak, tak. Krzysiek dużo mówi, ale o Ciebie dobrze wspominał. Szczególnie Twoje zabiegi. - nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, ale Piotrek mnie wyratował swoim pytaniem.
- Co Wy robicie, tutaj w San Remo? Myślałem, że tylko ja na to wpadnę.
- Nie tylko Ty tak myślałeś. My tutaj spędzamy wakacje, jak widzicie.A Wy? Jakiś miesiąc miodowy? - zaśmiał się Igła.
- Chyba jeszcze nie teraz, ten miesiąc miodowy. Ale kto wie? - spojrzał na mnie Piotrek.
- Co się na mnie patrzysz?
- Właśnie Piotruś, czas działać. - powiedział Krzysiek. - Tik, tak, tik, tak.
- Bo Ci się zegar zepsuje. - skomentował Piotrek.
- Nowy kupiłem. - dodał libero.
- A baterie świeże włożyłeś, czy nadal te używane?
- Ej, no te stare są jeszcze dobre.
- Przyznaj się, nie stać Cię.
- To mi kup, nie żałuj biednemu.
- Dzień dobroci dla zwierząt był wczoraj. - uśmiechnął się Cichy.
- Chyba coś Ci się pomyliło. W kalendarzu sprawdzałem rano. I on jest dzisiaj.
- A zmieniłeś kartkę?
- Mówiłem to było rano.
- Czyli nie zmieniłeś.
- Melanż poniósł.
- Kochanie już nie kłam, tak nie kłam. - dodała Iwona.
- Wiem Krzysiu. Starość nie radość. Więcej snu potrzeba w tym sędziwym wieku.
- Piotrek, młodość nie wieczność. Przyjdzie pora i na Ciebie.
- Tak stary jak Ty , to ja nie jestem.
- Ale w porównaniu do Anieli to jesteś stary. - powiedział Krzysiek.
- Porównując mnie i Ciebie, to jak porównać piramidy z Egiptu z nowym wieżowcem z NY.
- Ej, spokój. - powiedziałam.
- Dobrze mamo. - powiedział przestraszonym głosem Piotrek.
- Syneczku zbieraj manatki. - dodałam. - No co tak siedzisz?
- Bo mama też siedzi.
- Nie patrz na mnie.
- Ale to z Ciebie mam brać przykład. - wyszczerzył się Cichy. - Aaaa, i tu Cię mam.
- Nie pyskuj mi tutaj. - uśmiechnęłam się.
- Ależ oni są uroczy. - powiedział Krzysiek.
- To prawda. Zupełnie jak dzieci. - dodała Iwona.
- My się zbieramy. - powiedział Piotrek.
- Dzieci zbierają zabawki. - uśmiechnęłam się.
- Tato, a kto to jest? - zapytał chłopiec, który przed momentem usiadł obok Ignaczaka.
- Jestem Aniela. - ukucnęłam.
- Seba.
- Siemka.
- Żółwik. - wystawił piąstkę.
- A ten duży za mną, to Piotrek.
- Wiem, wiem. Wujek. - krzyknął i podbiegł w stronę mojego chłopaka.
- Sebastian. Cześć mały. - poczochrał jego włosy.
- Nie jestem mały. - oburzył się chłopczyk.
- Właśnie. - dodałam z uśmiechem. - Przynajmniej on jest młody.
- Ustaliliśmy już to. To Krzysiek jest stary. Ja jestem młody. A niestety Ty, skarbie straciłaś swoją pozycję.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Nie jesteś już najmłodsza. Twoje miejsce zajął Sebastian.
- Ale ja nie byłam najmłodsza wcześniej. Piotrek, skleroza i kłopoty ze wzrokiem. Jeszcze jest Dominika. To ona była, jest i będzie najmłodsza. I to podobno mnie trzeba wysłać do okulisty.
- Ty potrzebujesz go bardziej. - dodał Cichy.
Gdy już pożegnaliśmy się z rodziną Ignaczaków, ruszyliśmy w dalszą drogę. Pojechaliśmy w głąb San Remo. Jest to fascynująca plątanina wąziutkich i stromych uliczek, pełna romantycznych zaułków i tajemniczych przejść. Można a nawet trzeba zapuścić się w gąszcz kluczących w najróżniejsze strony brukowanych via, by poznać zupełnie inne oblicze San Remo - nie modnego, ruchliwego kurortu, a żyjącego swoim, nieco leniwym trybem miasta z rozwieszonym między kamienicami praniem, odpoczywającymi przed bramami mieszkańcami i śpiącymi kotami. Nasz hotelik był naprawdę piękny. Stanowiła go kamienica. Gdy tylko weszliśmy do środka przywitała nas przepiękna kobieta o czarnych jak wrona lokach.
- Finalmente sei. Benvenuti. - zrozumiałam tylko, ze się z nami wita.
- Buon pomeriggio. - powiedzieliśmy równocześnie z Pitem. Ale potem nie wiedzieliśmy jak się mamy dogadać z kobietą. Staliśmy zdezorientowani.
- O, już jesteście. - powiedział po angielsku mężczyzna, schodząc po schodach.
- Ty pewnie jesteś, Basilio. - podał mu dloń Piotrek.
- Tak, tak. A to jest moja ciocia, Agrippina. Nie mówi po angielsku.
- Zauważyliśmy. - powiedział Cichy.
- Chodźcie, chodźcie. Zaprowadzę Was do pokoju.
Następną część dnia poświęciliśmy na zwiedzanie miasta. Odwiedziliśmy cerkiew prawosławną Chrystusa Salwatora, św. Katarzyny i św. Serafina z Sarowa, której budowę rozpoczęto w 1912 r. Kolorowe kopuły nawiązujące do tradycyjnej, staroruskiej architektury są w pejzażu Riwiery elementem niewątpliwie nieco egzotycznym, dodając miastu wiele uroku. Kolejnym miejscem był drugi piękny deptak San Remo - Corso Matteotti. Elegancka ulica, zapełniająca się w porze wieczornej passeggiaty, kusi licznymi restauracjami, lodziarniami i sklepami. Przy niej właśnie znajduje się Teatro Ariston. Jest to najbardziej znane kino we Włoszech. Gdy wieczorem położyłam się już do łóżka, Piotrek brał prysznic. Niestety nie umiem się obejść bez laptopa, tak samo jak mój chłopak. Wszędzie musi być zasięg. Zalogowałam się na skype. Ale niestety ani mojej, ani mojego taty nie było dostępnego.
- Kochanie ... - usłyszałam głos Piotrka.
- Tak?
- Naprawdę jestem taki stary? - wyszedł z łazienki.
- A co się tak przejmujesz?
- Nie tak bardzo, ale trochę. Bo jak wiesz, Ty masz 19 lat, ja 26 kończę w tym roku.
- Ale nie, nie mógłbyś być moim ojcem. - zaśmiałam się.
________________________________________
Ohayo ! :D
Dobra, już się ogarniam :D. Też się cieszycie z wygranej Polaków? Spodek odleciał, kibice spisali się na medal. Ja od trzeciego seta miałam łzy w oczach i dreszcze na całym ciele. Emocje górują. :)
Gdy w nocy wróciliśmy do hotelu, po odbyciu wspólnego prysznicu, poszliśmy spać. Piotrek musiał być w dobrej kondycji na następny dzień, bo znowu zmieniamy miejsce pobytu. Naszym kolejnym celem jest San Remo. Następna dawka zabytków i lodów. Piotrek robi za fotografa, słuchacza, tragarza i kierowcę. Dla mnie super. Jak dla niego, to chyba niekoniecznie.
Obudziły mnie delikatne promienie słoneczne wychylające się zza okna. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Nie było Cichego. Wstałam i udałam się do łazienki. Tam też go nie było. Postanowiłam się tym nie przejmować, przecież jest dorosły. Ma rozum. Poradzi sobie. Ja korzystając z okazji wolnej łazienki, wzięłam samotny prysznic.
Gdy już ubrana opuściłam łazienkę, Cichego nadal nie było. Zastanawiałam się co on może robić. Włoskiego nie zna, a Włosi angielskim też za dobrze nie władają. Zeszłam na dół i chciałam zamówić śniadanie. Mój brzuszek był pusty, co czyniło mnie głodną. Pani z recepcji powiedziała, że śniadanie samo przyjedzie. Nic więcej nie chciała zdradzić. Kazała mi czekać na balkonie. Zdziwiona poszłam do pokoju. Wzięłam laptopa na kolana i zasiadłam na leżaku. Czerpiąc przy tym z promieni słonecznych.
Nagle usłyszałam głos Piotrka. Nie chciałam się odwracać i czekałam, aż mnie sam znajdzie. Po chwili na balkonie pojawił się właśnie on. Przed nim był wózek, a na nim jedzonko.
- Ty już wstałaś? - zapytał zdziwiony.
- No jak widzisz. - posłałam mu uśmiech.
- Jak zawsze, wszystko popsułaś. - powiedział z żalem w głosie.
- Wyspałam się to wstałam. Nie widzę tutaj Twojego problemu. Raz w życiu się nie leniłam. - ponownie się uśmiechnęłam. - Mam wiecznie czekać na księcia z bajki. Przecież wiem, że go nie odnajdę. - zrobiłam smutną minkę.
- Przecież on stoi przed Tobą. - wyprostował się i wypiął dumnie klatkę piersiową do przodu. Ja momentalnie zaczęłam się śmiać.
- Gdzie? Odsuń się, pewnie go zasłaniasz.
- Jak wrócimy to Polski, musze zaprowadzić Cię do okulisty. Z Twoim wzrokiem jest coraz gorzej. Żeby nie zauważyć przystojnego, ponad dwumetrowego, cudownego, uczynnego księcia z bajki. I tego, ze on wstał wcześnie, aby zrobić dla swojej księżniczki śniadanie. Postanowione, Anielu. Jak wrócimy do kraju to idzesz do okulisty. - skończył swój monolog. Nic nie odpowiedziałam tylko wstałam z leżaczka i ruszyłam w stronę mojego 'księcia z bajki'.
- Ja się tylko tak droczę z Tobą. - powiedziałam robiąc oczy kota ze Shrek'a. - Przepraszam, kochanie. Dziękuję za śniadanko. - wzięłam truskawkę do buzi. - Przepyszne. No co tak stoisz? Siadaj, jemy. - poinstruowałam Piotrka. On mnie tylko zmierzył wzrokiem i usiadł. - Dlaczego nic nie mówisz?
- A co mam mówić? Skoro Ty wolisz jakiegoś durnowatego lalusia na białym koniu ode mnie. Co ja się mogę do nie go równać?
- Nie denerwuj mnie.
- Złość piękności szkodzi. Przepraszam. - wziął gryz tosta.
- No Piotrusiu. - spojrzałam na niego z politowaniem. - Ale to Ty jesteś moim ' durnowatym lalusiem na białym koniu'. W końcu wypożyczyliśmy białe audi. I w pewnym sensie masz tego białego rumaka, pod maską oczywiście. Chociaż nie wiem, czy silnik jest taki czysty. Nie umazany od oleju i smaru czy czegoś tam innego.
- Jak mogłaś mnie porównać do tego lalusia?? Ja jestem prawdziwy z krwi i kości. On jest calutki plastikowy. Nawet ten kaloryfer jest sztuczny. Mój jest prawdziwy. - podniósł koszulkę do góry. A tam był ten kaloryfer. Co prawda, ładnie wyrzeźbiony. - A auta to się nie czepiaj. To jest wypożyczone i nie moja wina, ze brudne. Ja go myć nie będę. Za to mój skarb jest lśniący i czysty. - w wolnym tłumaczeniu, ten jego 'skarb' to bmw jakieś tam. Nawet nie wiem jakie. Nie wolno mi go dotykać z małymi wyjątkami.
- Przepraszam. - wydusiłam. - Nadal nie rozumiem dlaczego bardziej troszczysz się o ten Twój 'skarb', a nie o mnie.
- A śniadanie?
- No i co z tego. Raz od wielkiego dzwonu zrobiłeś śniadanie, a o aucie cały czas gadasz.
- Na pewno mniej niż Ty wczoraj o tych budynkach. - wywrócił oczami.- Nie zmieniaj tematu, lepiej mnie przeproś.
- Zrobiłam to przed chwilą.
- Nie słyszałem. - wstałam i usiadłam mu na kolanach.
- Przepraszam. - krzyknęłam mu prosto do ucha. - Teraz słyszałeś? - uśmiechnęłam się i wzięłam łyk soczku.
- Tak. - zrobił to samo co ja przed chwilą.
- Też Cię kocham. - powiedziałam odstawiając szklankę na stół.
Gdy już się ogarnęliśmy po śniadanku, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Naszym celem teraz było San Remo. Nasze nastroje były w coraz lepszej kondycji. Świetnie się czułam w towarzystwie Piotrka. Chociaż czasami umiał mi pocisnąć, nie przejmowałam się tym. Mam nadzieję, ze moje odpowiedzi były równie dobre. Podróż trwała ponad dwie godziny. Ale minęła szybko. Gdy tylko dojechaliśmy naszym celem było wybrzeże. Ozdobą najbardziej reprezentacyjnej, nadmorskiej dzielnicy San Remo (albo Sanremo) jest ciągnąca się wzdłuż wybrzeża elegancka promenada - Corso Imperatrice. Nazwana tak na pamiątkę carowej Marii Aleksandrownej, która - zachwycona San Remo - ufundowała w 1875 roku piękne palmy, do dziś zacieniające wspaniały deptak.
To właśnie tam porobiliśmy sobie dużo zdjęć. Później poszliśmy na plażę. Z klapkami w dłoniach celebrowaliśmy piękny dzień. Położyliśmy sobie na kocu i łapaliśmy słońce. Piotrek bardzo ładnie wyglądał w okularach przeciwsłonecznych. Cieszyłam się, że taki przystojniak leży obok mnie. Nagle usłyszałam znajomy głos. Podniosłam sie i rozejrzałam po plaży. Zauważyłam Krzyśka z uroczą dziewczynką na rękach. Obok niego maszerował chłopiec trzymając za rękę jakąś kobietę.
- Piotrek. - szturchnęłam Cichego.
- Tak? - nawet nie drgnął.
- Zgaduj kto tutaj jest.
- Nie chce mi się. Kto? - spojrzał na mnie, gdy zdjął okulary.
- Igła. - uśmiechnęłam się. - Chodź się przywitać. - podałam mu rękę, gdy wstałam.
- Juz, chwila. - powiedział i otrzepał się z piasku. Złożył koc i wspólnie poszliśmy w stronę rodziny libero trzymając się za ręce.
- Czeeść. Was się tutaj nie spodziewałem. - przywitał się z nami. Podał dłoń Piotrkowi, a mnie ucałował w policzek.
- No siemka. - powiedziałam.
- Co Wy tutaj robicie? - zapytał i wskazał nam miejsce, abyśmy usiedli na kocu. - A zapomniałem. - spojrzał się na kobietę trzymającą na rękach dziewczynkę. - To jest moja żona Iwona, a ten mały szkrab to Dominika. Piotrek, Ty już znasz Iwonę.
- Tak, tak. Dzień dobry.
- A to kochanie, jest Aniela. Mówiłem Ci o niej.
- Dzień dobry. - powiedziałyśmy chyba w tym samym momencie. - Mam nadzieję, że mąż mówił o mnie w samych superlatywach. - uśmiechnęłam się.
- Tak, tak. Krzysiek dużo mówi, ale o Ciebie dobrze wspominał. Szczególnie Twoje zabiegi. - nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, ale Piotrek mnie wyratował swoim pytaniem.
- Co Wy robicie, tutaj w San Remo? Myślałem, że tylko ja na to wpadnę.
- Nie tylko Ty tak myślałeś. My tutaj spędzamy wakacje, jak widzicie.A Wy? Jakiś miesiąc miodowy? - zaśmiał się Igła.
- Chyba jeszcze nie teraz, ten miesiąc miodowy. Ale kto wie? - spojrzał na mnie Piotrek.
- Co się na mnie patrzysz?
- Właśnie Piotruś, czas działać. - powiedział Krzysiek. - Tik, tak, tik, tak.
- Bo Ci się zegar zepsuje. - skomentował Piotrek.
- Nowy kupiłem. - dodał libero.
- A baterie świeże włożyłeś, czy nadal te używane?
- Ej, no te stare są jeszcze dobre.
- Przyznaj się, nie stać Cię.
- To mi kup, nie żałuj biednemu.
- Dzień dobroci dla zwierząt był wczoraj. - uśmiechnął się Cichy.
- Chyba coś Ci się pomyliło. W kalendarzu sprawdzałem rano. I on jest dzisiaj.
- A zmieniłeś kartkę?
- Mówiłem to było rano.
- Czyli nie zmieniłeś.
- Melanż poniósł.
- Kochanie już nie kłam, tak nie kłam. - dodała Iwona.
- Wiem Krzysiu. Starość nie radość. Więcej snu potrzeba w tym sędziwym wieku.
- Piotrek, młodość nie wieczność. Przyjdzie pora i na Ciebie.
- Tak stary jak Ty , to ja nie jestem.
- Ale w porównaniu do Anieli to jesteś stary. - powiedział Krzysiek.
- Porównując mnie i Ciebie, to jak porównać piramidy z Egiptu z nowym wieżowcem z NY.
- Ej, spokój. - powiedziałam.
- Dobrze mamo. - powiedział przestraszonym głosem Piotrek.
- Syneczku zbieraj manatki. - dodałam. - No co tak siedzisz?
- Bo mama też siedzi.
- Nie patrz na mnie.
- Ale to z Ciebie mam brać przykład. - wyszczerzył się Cichy. - Aaaa, i tu Cię mam.
- Nie pyskuj mi tutaj. - uśmiechnęłam się.
- Ależ oni są uroczy. - powiedział Krzysiek.
- To prawda. Zupełnie jak dzieci. - dodała Iwona.
- My się zbieramy. - powiedział Piotrek.
- Dzieci zbierają zabawki. - uśmiechnęłam się.
- Tato, a kto to jest? - zapytał chłopiec, który przed momentem usiadł obok Ignaczaka.
- Jestem Aniela. - ukucnęłam.
- Seba.
- Siemka.
- Żółwik. - wystawił piąstkę.
- A ten duży za mną, to Piotrek.
- Wiem, wiem. Wujek. - krzyknął i podbiegł w stronę mojego chłopaka.
- Sebastian. Cześć mały. - poczochrał jego włosy.
- Nie jestem mały. - oburzył się chłopczyk.
- Właśnie. - dodałam z uśmiechem. - Przynajmniej on jest młody.
- Ustaliliśmy już to. To Krzysiek jest stary. Ja jestem młody. A niestety Ty, skarbie straciłaś swoją pozycję.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Nie jesteś już najmłodsza. Twoje miejsce zajął Sebastian.
- Ale ja nie byłam najmłodsza wcześniej. Piotrek, skleroza i kłopoty ze wzrokiem. Jeszcze jest Dominika. To ona była, jest i będzie najmłodsza. I to podobno mnie trzeba wysłać do okulisty.
- Ty potrzebujesz go bardziej. - dodał Cichy.
Gdy już pożegnaliśmy się z rodziną Ignaczaków, ruszyliśmy w dalszą drogę. Pojechaliśmy w głąb San Remo. Jest to fascynująca plątanina wąziutkich i stromych uliczek, pełna romantycznych zaułków i tajemniczych przejść. Można a nawet trzeba zapuścić się w gąszcz kluczących w najróżniejsze strony brukowanych via, by poznać zupełnie inne oblicze San Remo - nie modnego, ruchliwego kurortu, a żyjącego swoim, nieco leniwym trybem miasta z rozwieszonym między kamienicami praniem, odpoczywającymi przed bramami mieszkańcami i śpiącymi kotami. Nasz hotelik był naprawdę piękny. Stanowiła go kamienica. Gdy tylko weszliśmy do środka przywitała nas przepiękna kobieta o czarnych jak wrona lokach.
- Finalmente sei. Benvenuti. - zrozumiałam tylko, ze się z nami wita.
- Buon pomeriggio. - powiedzieliśmy równocześnie z Pitem. Ale potem nie wiedzieliśmy jak się mamy dogadać z kobietą. Staliśmy zdezorientowani.
- O, już jesteście. - powiedział po angielsku mężczyzna, schodząc po schodach.
- Ty pewnie jesteś, Basilio. - podał mu dloń Piotrek.
- Tak, tak. A to jest moja ciocia, Agrippina. Nie mówi po angielsku.
- Zauważyliśmy. - powiedział Cichy.
- Chodźcie, chodźcie. Zaprowadzę Was do pokoju.
Następną część dnia poświęciliśmy na zwiedzanie miasta. Odwiedziliśmy cerkiew prawosławną Chrystusa Salwatora, św. Katarzyny i św. Serafina z Sarowa, której budowę rozpoczęto w 1912 r. Kolorowe kopuły nawiązujące do tradycyjnej, staroruskiej architektury są w pejzażu Riwiery elementem niewątpliwie nieco egzotycznym, dodając miastu wiele uroku. Kolejnym miejscem był drugi piękny deptak San Remo - Corso Matteotti. Elegancka ulica, zapełniająca się w porze wieczornej passeggiaty, kusi licznymi restauracjami, lodziarniami i sklepami. Przy niej właśnie znajduje się Teatro Ariston. Jest to najbardziej znane kino we Włoszech. Gdy wieczorem położyłam się już do łóżka, Piotrek brał prysznic. Niestety nie umiem się obejść bez laptopa, tak samo jak mój chłopak. Wszędzie musi być zasięg. Zalogowałam się na skype. Ale niestety ani mojej, ani mojego taty nie było dostępnego.
- Kochanie ... - usłyszałam głos Piotrka.
- Tak?
- Naprawdę jestem taki stary? - wyszedł z łazienki.
- A co się tak przejmujesz?
- Nie tak bardzo, ale trochę. Bo jak wiesz, Ty masz 19 lat, ja 26 kończę w tym roku.
- Ale nie, nie mógłbyś być moim ojcem. - zaśmiałam się.
________________________________________
Ohayo ! :D
Na wstępie :
HUUUURAAA !!
wygrali, tak !!, wygrali.
Dobra, już się ogarniam :D. Też się cieszycie z wygranej Polaków? Spodek odleciał, kibice spisali się na medal. Ja od trzeciego seta miałam łzy w oczach i dreszcze na całym ciele. Emocje górują. :)
Co do rozdziału, jakiś nudny i bezpłciowy. Przepraszam. Akacja rozwinie się w nastepnym poście.
Czy tajemniczy przyjaciel zostawi w spokoju Anielę i Piotrka?
Czy jest nim sam Michał, czy jeszcze ktoś?
Pomyślcie, zastanówcie się. Do zobaczenia za tydzień. :D
Pozdrawiam cieplutko. :*
Buziaki.
Paaula :D
koment, koment, koment <3 <3 <3 coś dużo czytacie, ale mało piszecie oo tutaj na dole :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)