5 lipca 2013

Rozdział 48. Plażing, smażing.

Po wypiciu kawy i zjedzeniu przeze mnie sporej ilości lodów malinowych, wyruszyliśmy na wycieczkę. Wsiedliśmy do auta i zwiedzanie Turynu, czas zacząć.  Na początku zobaczyliśmy renesansowa katedrę, która została wzniesiona została w XV-XVII wieku. Później odwiedziliśmy Pałac Królewski, Palazzo dell'Academia delle Scienze i Palazzo Madama. To piękne budynki. Nawet nie spodziewałam się, że architektura mnie, aż tak ruszy. Nigdy nie interesowałam się tą dziedziną sztuki. Ale poprzez znajomość z Mańką, miałam z nią kontakt i to dość spory. Wtedy męczyła mnie swoim gadaniem. Może właśnie dlatego, wiedziałam troszkę więcej niż te wszystkie ulotki. O samych budowlach to nie, czyli o powodzie ich wybudowania, ani też o ich wykorzystaniu.  Ale o ich wykonaniu wiedziałam dużo. I oczywiście tą wiedzą dzieliłam się z Piotrkiem. Ale z tego powodu nie był zbytnio zadowolony. Co innego ja, gaduła.
Gdy w nocy wróciliśmy do hotelu, po odbyciu wspólnego prysznicu, poszliśmy spać. Piotrek musiał być w dobrej kondycji na następny dzień, bo znowu zmieniamy miejsce pobytu. Naszym kolejnym celem jest San Remo. Następna dawka zabytków i lodów. Piotrek robi za fotografa, słuchacza, tragarza i kierowcę. Dla mnie super. Jak dla niego, to chyba niekoniecznie.
Obudziły mnie delikatne promienie słoneczne wychylające się zza okna. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Nie było Cichego. Wstałam i udałam się do łazienki. Tam też go nie było. Postanowiłam się tym nie przejmować, przecież jest dorosły. Ma rozum. Poradzi sobie. Ja korzystając z okazji wolnej łazienki, wzięłam samotny prysznic.
Gdy już ubrana opuściłam łazienkę, Cichego nadal nie było. Zastanawiałam się co on może robić. Włoskiego nie zna, a Włosi angielskim też za dobrze nie władają. Zeszłam na dół i chciałam zamówić śniadanie. Mój brzuszek był pusty, co czyniło mnie głodną. Pani z recepcji powiedziała, że śniadanie samo przyjedzie. Nic więcej nie chciała zdradzić. Kazała mi czekać na balkonie. Zdziwiona poszłam do pokoju. Wzięłam laptopa na kolana i zasiadłam na leżaku. Czerpiąc przy tym z promieni słonecznych.
Nagle usłyszałam głos Piotrka. Nie chciałam się odwracać i czekałam, aż mnie sam znajdzie. Po chwili na balkonie pojawił się właśnie on. Przed nim był wózek, a na nim jedzonko.
- Ty już wstałaś? - zapytał zdziwiony.
- No jak widzisz. - posłałam mu uśmiech.
- Jak zawsze, wszystko popsułaś. - powiedział z żalem w głosie.
- Wyspałam się to wstałam. Nie widzę tutaj Twojego problemu. Raz w życiu się nie leniłam. - ponownie się uśmiechnęłam. - Mam wiecznie czekać na księcia z bajki. Przecież wiem, że go nie odnajdę. - zrobiłam smutną minkę.
- Przecież on stoi przed Tobą. - wyprostował się i wypiął dumnie klatkę piersiową do przodu. Ja momentalnie zaczęłam się śmiać.
- Gdzie? Odsuń się, pewnie go zasłaniasz.
- Jak wrócimy to Polski, musze zaprowadzić Cię do okulisty. Z Twoim wzrokiem jest coraz gorzej. Żeby nie zauważyć przystojnego, ponad dwumetrowego, cudownego, uczynnego księcia z bajki. I tego, ze on wstał wcześnie, aby zrobić dla swojej księżniczki śniadanie. Postanowione, Anielu. Jak wrócimy do kraju to idzesz do okulisty. - skończył swój monolog. Nic nie odpowiedziałam tylko wstałam z leżaczka i ruszyłam w stronę mojego 'księcia z bajki'.
- Ja się tylko tak droczę z Tobą. - powiedziałam robiąc oczy kota ze Shrek'a. - Przepraszam, kochanie. Dziękuję za śniadanko. - wzięłam truskawkę do buzi. - Przepyszne. No co tak stoisz? Siadaj, jemy. - poinstruowałam Piotrka. On mnie tylko zmierzył wzrokiem i usiadł. - Dlaczego nic nie mówisz?
- A co mam mówić? Skoro Ty wolisz jakiegoś durnowatego lalusia na białym koniu ode mnie. Co ja się mogę do nie go równać?
- Nie denerwuj mnie.
- Złość piękności szkodzi. Przepraszam. - wziął gryz tosta.
- No Piotrusiu. - spojrzałam na niego z politowaniem. - Ale to Ty jesteś moim ' durnowatym lalusiem na białym koniu'. W końcu wypożyczyliśmy białe audi. I w pewnym sensie masz tego białego rumaka, pod maską oczywiście. Chociaż nie wiem, czy silnik jest taki czysty. Nie umazany od oleju i smaru czy czegoś tam innego.
- Jak mogłaś mnie porównać do tego lalusia?? Ja jestem prawdziwy z krwi i kości. On jest calutki plastikowy. Nawet ten kaloryfer jest sztuczny. Mój jest prawdziwy. - podniósł koszulkę do góry. A tam był ten kaloryfer. Co prawda, ładnie wyrzeźbiony. - A auta to się nie czepiaj. To jest wypożyczone i nie moja wina, ze brudne. Ja go myć nie będę. Za to mój skarb jest lśniący i czysty. - w wolnym tłumaczeniu, ten jego 'skarb' to bmw jakieś tam. Nawet nie wiem jakie. Nie wolno mi go dotykać z małymi wyjątkami.
- Przepraszam. - wydusiłam. - Nadal nie rozumiem dlaczego bardziej troszczysz się o ten Twój 'skarb', a nie o mnie.
- A śniadanie?
- No i co z tego. Raz od wielkiego dzwonu zrobiłeś śniadanie, a o aucie cały czas gadasz.
- Na pewno mniej niż Ty wczoraj o tych budynkach. - wywrócił oczami.- Nie zmieniaj tematu, lepiej mnie przeproś.
- Zrobiłam to przed chwilą.
- Nie słyszałem. - wstałam i usiadłam mu na kolanach.
- Przepraszam. - krzyknęłam mu prosto do ucha. - Teraz słyszałeś? - uśmiechnęłam się i wzięłam łyk soczku.
- Tak. - zrobił to samo co ja przed chwilą.
- Też Cię kocham. - powiedziałam odstawiając szklankę na stół.

Gdy już się ogarnęliśmy po śniadanku, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Naszym celem teraz było San Remo. Nasze nastroje były w coraz lepszej kondycji. Świetnie się czułam w towarzystwie Piotrka. Chociaż czasami umiał mi pocisnąć, nie przejmowałam się tym. Mam nadzieję, ze moje odpowiedzi były równie dobre. Podróż trwała ponad dwie godziny. Ale minęła szybko. Gdy tylko dojechaliśmy naszym celem było wybrzeże.  Ozdobą najbardziej reprezentacyjnej, nadmorskiej dzielnicy San Remo (albo Sanremo) jest ciągnąca się wzdłuż wybrzeża elegancka promenada - Corso Imperatrice. Nazwana tak na pamiątkę carowej Marii Aleksandrownej, która - zachwycona San Remo - ufundowała w 1875 roku piękne palmy, do dziś zacieniające wspaniały deptak.
To właśnie tam porobiliśmy sobie dużo zdjęć. Później poszliśmy na plażę. Z klapkami w dłoniach celebrowaliśmy piękny dzień. Położyliśmy sobie na kocu i łapaliśmy słońce. Piotrek bardzo ładnie wyglądał w okularach przeciwsłonecznych. Cieszyłam się, że taki przystojniak leży obok mnie. Nagle usłyszałam znajomy głos. Podniosłam sie i rozejrzałam po plaży. Zauważyłam Krzyśka z uroczą dziewczynką na rękach. Obok niego maszerował chłopiec trzymając za rękę jakąś kobietę.
- Piotrek. - szturchnęłam Cichego.
- Tak? - nawet nie drgnął.
- Zgaduj kto tutaj jest.
- Nie chce mi się. Kto? - spojrzał na mnie, gdy zdjął okulary.
- Igła. - uśmiechnęłam się. - Chodź się przywitać. - podałam mu rękę, gdy wstałam.
- Juz, chwila. - powiedział i otrzepał się z piasku. Złożył koc i wspólnie poszliśmy w stronę rodziny libero trzymając się za ręce.
- Czeeść. Was się tutaj nie spodziewałem. - przywitał się z nami. Podał dłoń Piotrkowi, a mnie ucałował w policzek.
- No siemka. - powiedziałam.
- Co Wy tutaj robicie? - zapytał i wskazał nam miejsce, abyśmy usiedli na kocu. - A zapomniałem. - spojrzał się na kobietę trzymającą na rękach dziewczynkę. - To jest moja żona Iwona, a ten mały szkrab to Dominika. Piotrek, Ty już znasz Iwonę.
- Tak, tak. Dzień dobry.
- A to kochanie, jest Aniela. Mówiłem Ci o niej.
- Dzień dobry. - powiedziałyśmy chyba w tym samym momencie.  - Mam nadzieję, że mąż mówił o mnie w samych superlatywach. - uśmiechnęłam się.
- Tak, tak. Krzysiek dużo mówi, ale o Ciebie dobrze wspominał. Szczególnie Twoje zabiegi. - nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, ale Piotrek mnie wyratował swoim pytaniem.
- Co Wy robicie, tutaj w San Remo? Myślałem, że tylko ja na to wpadnę.
- Nie tylko Ty tak myślałeś. My tutaj spędzamy wakacje, jak widzicie.A Wy? Jakiś miesiąc miodowy? - zaśmiał się Igła.
- Chyba jeszcze nie teraz, ten miesiąc miodowy. Ale kto wie? - spojrzał na mnie Piotrek.
- Co się na mnie patrzysz?
- Właśnie Piotruś, czas działać. - powiedział Krzysiek. - Tik, tak, tik, tak.
- Bo Ci się zegar zepsuje. - skomentował Piotrek.
- Nowy kupiłem. - dodał libero.
- A baterie świeże włożyłeś, czy nadal te używane?
- Ej, no te stare są jeszcze dobre.
- Przyznaj się, nie stać Cię.
- To mi kup, nie żałuj biednemu.
- Dzień dobroci dla zwierząt był wczoraj. - uśmiechnął się Cichy.
- Chyba coś Ci się pomyliło. W kalendarzu sprawdzałem rano. I on jest dzisiaj.
- A zmieniłeś kartkę?
- Mówiłem to było rano.
- Czyli nie zmieniłeś.
- Melanż poniósł.
- Kochanie już nie kłam, tak nie kłam. - dodała Iwona.
- Wiem Krzysiu. Starość nie radość. Więcej snu potrzeba w tym sędziwym wieku.
- Piotrek, młodość nie wieczność. Przyjdzie pora i na Ciebie.
- Tak stary jak Ty , to ja nie jestem.
- Ale w porównaniu do Anieli to jesteś stary. - powiedział Krzysiek.
- Porównując mnie i Ciebie, to jak porównać piramidy z Egiptu z nowym wieżowcem z NY.
- Ej, spokój. - powiedziałam.
- Dobrze mamo. - powiedział przestraszonym głosem Piotrek.
- Syneczku zbieraj manatki. - dodałam. - No co tak siedzisz?
- Bo mama też siedzi.
- Nie patrz na mnie.
- Ale to z Ciebie mam brać przykład. - wyszczerzył się Cichy. - Aaaa, i tu Cię mam.
- Nie pyskuj mi tutaj. - uśmiechnęłam się.
- Ależ oni są uroczy. - powiedział Krzysiek.
- To prawda. Zupełnie jak dzieci. - dodała Iwona.
- My się zbieramy. - powiedział Piotrek.
- Dzieci zbierają zabawki. - uśmiechnęłam się.
- Tato, a kto to jest? - zapytał chłopiec, który przed momentem usiadł obok Ignaczaka. 
- Jestem Aniela. - ukucnęłam.
- Seba.
- Siemka.
- Żółwik. - wystawił piąstkę.
- A ten duży za mną, to Piotrek.
- Wiem, wiem. Wujek. - krzyknął i podbiegł w stronę mojego chłopaka.
- Sebastian. Cześć mały. - poczochrał jego włosy.
- Nie jestem mały. - oburzył się chłopczyk.
- Właśnie. - dodałam z uśmiechem. - Przynajmniej on jest młody.
- Ustaliliśmy już to. To Krzysiek jest stary. Ja jestem młody. A niestety Ty, skarbie straciłaś swoją pozycję.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Nie jesteś już najmłodsza. Twoje miejsce zajął Sebastian.
- Ale ja nie byłam najmłodsza wcześniej. Piotrek, skleroza i kłopoty ze wzrokiem. Jeszcze jest Dominika. To ona była, jest i będzie najmłodsza. I to podobno mnie trzeba wysłać do okulisty.
- Ty potrzebujesz go bardziej. - dodał Cichy.
Gdy już pożegnaliśmy się z rodziną Ignaczaków, ruszyliśmy w dalszą drogę. Pojechaliśmy w głąb San Remo. Jest to fascynująca plątanina wąziutkich i stromych uliczek, pełna romantycznych zaułków i tajemniczych przejść. Można a nawet trzeba zapuścić się w gąszcz kluczących w najróżniejsze strony brukowanych via, by poznać zupełnie inne oblicze San Remo - nie modnego, ruchliwego kurortu, a żyjącego swoim, nieco leniwym trybem miasta z rozwieszonym między kamienicami praniem, odpoczywającymi przed bramami mieszkańcami i śpiącymi kotami. Nasz hotelik był naprawdę piękny. Stanowiła go kamienica. Gdy tylko weszliśmy do środka przywitała nas przepiękna kobieta o czarnych jak wrona lokach.
- Finalmente sei. Benvenuti. - zrozumiałam tylko, ze się z nami wita. 
- Buon pomeriggio. - powiedzieliśmy równocześnie z Pitem. Ale potem nie wiedzieliśmy jak się mamy dogadać z kobietą. Staliśmy zdezorientowani.
- O, już jesteście. - powiedział po angielsku mężczyzna, schodząc po schodach.
- Ty pewnie jesteś, Basilio. - podał mu dloń Piotrek.
- Tak, tak. A to jest moja ciocia, Agrippina. Nie mówi po angielsku.
- Zauważyliśmy. - powiedział Cichy.
- Chodźcie, chodźcie. Zaprowadzę Was do pokoju.

Następną część dnia poświęciliśmy na zwiedzanie miasta. Odwiedziliśmy cerkiew prawosławną Chrystusa Salwatora, św. Katarzyny i św. Serafina z Sarowa, której budowę rozpoczęto w 1912 r. Kolorowe kopuły nawiązujące do tradycyjnej, staroruskiej architektury są w pejzażu Riwiery elementem niewątpliwie nieco egzotycznym, dodając miastu wiele uroku. Kolejnym miejscem był drugi piękny deptak San Remo - Corso Matteotti. Elegancka ulica, zapełniająca się w porze wieczornej passeggiaty, kusi licznymi restauracjami, lodziarniami i sklepami. Przy niej właśnie znajduje się Teatro Ariston. Jest to najbardziej znane kino we Włoszech. Gdy wieczorem położyłam się już do łóżka, Piotrek brał prysznic. Niestety nie umiem się obejść bez laptopa, tak samo jak mój chłopak. Wszędzie musi być zasięg. Zalogowałam się na skype. Ale niestety ani mojej, ani mojego taty nie było dostępnego.
- Kochanie ... - usłyszałam głos Piotrka.
- Tak?
- Naprawdę jestem taki stary? - wyszedł z łazienki.
- A co się tak przejmujesz?
- Nie tak bardzo, ale trochę. Bo jak wiesz, Ty masz 19 lat, ja 26 kończę w tym roku.
- Ale nie, nie mógłbyś być moim ojcem. - zaśmiałam się.


________________________________________
Ohayo ! :D 
Na wstępie : 
HUUUURAAA !! 
wygrali, tak !!, wygrali. 

Dobra, już się ogarniam :D. Też się cieszycie z wygranej Polaków? Spodek odleciał, kibice spisali się na medal. Ja od trzeciego seta miałam łzy w oczach i dreszcze na całym ciele. Emocje górują. :)

Co do rozdziału, jakiś nudny i bezpłciowy. Przepraszam. Akacja rozwinie się w nastepnym poście. 
Czy tajemniczy przyjaciel zostawi w spokoju Anielę i Piotrka? 
Czy jest nim sam Michał, czy jeszcze ktoś? 
Pomyślcie, zastanówcie się. Do zobaczenia za tydzień. :D 
Pozdrawiam cieplutko. :*
Buziaki. 
Paaula :D
koment, koment, koment <3 <3 <3 coś dużo czytacie, ale mało piszecie oo tutaj na dole :)

7 komentarzy:

  1. Czy ty byłaś w opisywanych przez siebie miejscach? :D Mów prawdę, bo opisałaś to tak dobrze, że musiałaś tam być! Pit lubi się droczyć i to bardzo. A z wygranej Polaków jestem MEGA zadowolona. I ta "Pieśń O Małym Rycerzu". awww.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie byłam. Ale zamierzam. :D
      Też się bardzo ciesze z wygranej Polaków :)
      Teraz odliczamy do piątku ;]]

      Usuń
  2. Sielanko, trwaj! ;) Fajnie, że Igłę spotkali. Wpisałam w google San Remo i wyskoczyło mi tyyyyle cudownych miejsc *.* Chciałabym tam jechać :P

    Zapraszam do mnie, dawno Cię nie było :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem właśnie. :(
      Czytam, czytam, ale nie komentuję. Przepraszam, już się zabieram do pracy :]

      Usuń
  3. http://dzikaprzygodazsiatkowka.blogspot.com/ , zapraszam na 23 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy dodasz nowy? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy rozdzialik, pojawi sie juz w sobotę. :)
      Przepraszam za tyle czasu zwłoki. :*

      Usuń